Liga Mistrzów to gra pomyłek, a Real Madryt chętnie piętnuje błędy rywali. Szczęście sprzyja mistrzom?

2018-05-27, 15:02

Liga Mistrzów to gra pomyłek, a Real Madryt chętnie piętnuje błędy rywali. Szczęście sprzyja mistrzom?
Egipcjanin Mohamed Salah z Liverpoolu leży na murawie Stadionu Olimpijskiego w Kijowie załamany po kontuzji. Foto: PAP/EPA/ROBERT GHEMENT

26. sezon Champions League finiszował na mecie w Kijowie. Trzeci rok z rzędu Real Madryt nie dał sobie zabrać Pucharu Europy i tym samym zespół „Królewskich” ponownie przeszedł do historii futbolu. W finałowym spotkaniu nie obyło się bez kuriozalnych błędów, które tak naprawdę zadecydowały o ostatecznym wyniku. 

Wiele osób zacierało ręce, w końcu naprzeciwko siebie stanęły dwie najlepsze ekipy tegorocznych rozgrywek Champions League - Real Madryt oraz Liverpool. Dla jednych nie było to nic nowego, w końcu meldują się tutaj od 2014 roku, z roczną przerwą kiedy to w 2015 Barcelona w finale pokonała Juventus. W innych przypadkach Real zawsze czuł się pewnie jeśli chodzi o te elitarne rozgrywki. Żaden inny zespół w historii Ligi Mistrzów nie może pochwalić się takimi dokonaniami jak drużyna z Santiago Bernabeu.

Historia zaczęła się w 1956 roku (wtedy jeszcze Puchar Europy Mistrzów Klubowych) i trwa do dzisiaj. Zespół z Madrytu ma już w swoim dorobku trzynaście "uszatych" pucharów i ciężko przewidzieć kiedy znajdzie się ktoś kto będzie w stanie zagrozić Ronaldo i spółce. Co roku wszyscy kibice, a w szczególności Ci którzy nie sympatyzują z drużyną "Los Blancos" starają się wytłumaczyć jak to jest, że zespół który w krajowej lidze ma 17 punktów starty do lidera FC Barcelony w Champions League z mniejszymi bądź większymi problemami dochodzi do finału, gdzie tylko stawia kropkę nad "i". Podopieczni Zinedine'a Zidane'a w tym roku mimo, że nie grali najlepszej piłki byli po prostu skuteczni do bólu - chyba najlepiej zobrazował to półfinałowy dwumecz z Bayernem Monachium.

Nie lepiej było w finale przeciwko drużynie "The Reds", gdzie Karim Benzema wykorzystał absurdalny błąd golkipera Liverpoolu Lorisa Kariusa otwierając wynik meczu na Stadionie Olimpijskim w Kijowie. Później było już tylko gorzej, nawet mimo bramki kontaktowej autorstwa Sadio Mane bramkarz ekipy z Anfield nie był w stanie udźwignąć ciężaru tego spotkania. Jeśli przy pierwszym trafieniu Garetha Bale'a Niemiec nie miał nic do powiedzenia, to drugi gol Walijczyka był tylko kolejnym absurdem sobotniego wieczoru. Szkoda, że podopiecznych Jurgena Kloppa te dwa kuriozalne błędy kosztowały finał rozgrywek. 

Obserwując grę Realu przez większość sezonu w Champions League można było zauważyć, że drużyna Zidane'a konsekwentnie wykorzystywała błędy rywali. Ze strony madryckiego zespołu nie było miejsca na pomyłki w kluczowych momentach, z kolei przeciwnicy popełniali je dość często. W tym roku niektóre zespoły zaoferowały nam festiwal błędów, które w ogóle na tym poziomie nie powinny się przydarzyć. Wydaje się, że "Królewscy" obrali też konkretny kierunek i ich główną obsesją stał się Puchar Europy. W końcu ostatnie 10 lat w La Liga to tylko... dwa mistrzostwa. Pole całkowicie oddane na korzyść "Dumy Katalonii" z jednorazowym wyskokiem drużyny Diego Simeone.

Pytanie czy trzynasty triumf w Lidze Mistrzów zaspokoi ambicje piłkarzy madryckiego klubu? Dla Portugalczyka Cristiano Ronaldo to już piąty tytuł w tych elitarnych rozgrywkach. Sam CR7 ma tyle trofeów co Bayern Monachium, Liverpool i FC Barcelona. Jeszcze dwa wygrane finały i dogoni włoski AC Milan. Być może limit błędów rywali w tegorocznej edycji turnieju został wyczerpany.

Ponadto droga Realu Madryt do finału w Kijowie nie była usłana różami.. Paris Saint-Germain, Juventus i Bayern Monachium. O ile paryżanie stanowili tło dla obrońców tytułu, o tyle mistrzowie Włoch i Niemiec swoje dwumecze przegrali... przed własną publicznością. "Stara Dama" poległa w Turynie, Bawarczycy po swoich błędach musieli gonić wynik w Madrycie. Dla "Los Blancos" nie mogło być lepszego scenariusza - rywal musi atakować i odrabiać straty. W końcu Real to specjaliści od gry w kontrataku. Mimo, że zarówno zespół Massimiliano Allegriego jak i podopieczni Juppa Heynckesa potrafili odrobić straty to w konsekwencji zabrakło po prostu szczęścia. Jak wiadomo fortuna sprzyja mistrzom. 

"

😔 Next year? #UCLfinal

Post udostępniony przez #UCLfinal 🏆 (@championsleague)


Można dyskutować o decyzjach arbitrów, niepodyktowanych rzutach karnych, żółtych i czerwonych kartkach, ale ostatecznie część zespołów w kluczowych momentach popełniła o jeden błąd za dużo. Sven Ulreich, Rafinha, faul Benatii, dwa kiksy Lorisa Kariusa - pewnie można tak jeszcze wyliczać, ale nie daje się takich prezentów w meczu z Realem Madryt. Jeśli sędzia nie sięga po gwizdek, nie daje kartki - to gra toczy się dalej. Oczywiście część decyzji podjętych przez sędziów w ostatnich spotkaniach Ligi Mistrzów - szczególnie na etapie półfinałów - pozostawia wiele do życzenia. Fakt jest taki, że ostatecznie w finale zagrali piłkarze Realu i Liverpoolu.

Jeden mecz, brak miejsca na jakiekolwiek błędy - wszystko musi działać perfekcyjnie, niestety nie zawsze tak jest. Wszystko rozgrywa się do pierwszego potknięcia rywala, później ciężko się otrząsnąć - szczególnie w takim przypadku jak ten niemieckiego golkipera "The Reds". Ponadto Jurgen Klopp po pół godziny gry musiał sobie radzić bez głównej gwiazdy - Egipcjanina Mohameda Salaha. Strata napastnika i dwie pomyłki Kariusa to zdecydowanie za dużo jak na 90 minut gry na najwyższym poziomie. Jeszcze na dodatek naprzeciwko stoi obrońca tytułu zmotywowany jak nigdy - w końcu od tego jednego meczu zależał cały sezon Zidane'a, a być może jego posada na stanowisku trenera Realu Madryt.  

***

Sezon Champions League 2017/2018 to już historia. Real Madryt kolejny raz udowodnił, że w Europie nie ma sobie równych - słusznie czy niesłusznie, żadna z drużyn która stanęła im na drodze nie wykorzystała wystarczająco swoich okazji. W końcu nawet podopiecznym Zinedine'a Zidane'a zdarzały się błędy, jednak rywal nie był na tyle chętny by skorzystać z tych prezentów. Hiszpanie nie mieli z tym problemów i przy każdej możliwej okazji byli bezlitośni do bólu, nawet krytykowany przez większość sezonu Karim Benzema - jeden z bohaterów kijowskiego finału. Rywalizacja w europejskich pucharach od zawsze obfitowała w kontrowersyjne decyzje jak i w błędy piłkarzy. Jedni po prostu potrafią przeczekać kryzys i uderzyć w decydującym momencie. Real Madryt tę sztukę opanował do perfekcji.

Mateusz Brożyna | PolskieRadio.pl 

Polecane

Wróć do strony głównej