Paul Gascoigne wraca do żywych. Legenda angielskiej piłki wyjdzie na prostą?

2018-01-10, 21:50

Paul Gascoigne wraca do żywych. Legenda angielskiej piłki wyjdzie na prostą?
Paul Gascoigne i Teddy Sheringham podczas mistrzostw Europy w 1996 roku. Foto: PAP/Neil Munns

Życie Paula Gascoigne'a to prawdziwy rollercoaster, w którym wielkie umiejętności zostały przeciwstawione równie wielkim słabościom. Czy teraz uwielbiany przez Anglików ogromny zmarnowany talent zdoła uporządkować swoje życie?

Podobnych historii jest zbyt wiele. Biografii piłkarzy, którzy na własne życzenie przekreślili wszystko, o czym marzy tak wielu, można przytoczyć przynajmniej kilka.

To dramaty ludzi fenomenalnie utalentowanych, ale nieustannie toczących bój z nałogami, przedkładających ponad pracę rozrywkowy tryb życia. Będących pożywką dla mediów zarówno na boisku, ale też poza nim.

Paul Gascoigne to przypadek, który powinien być przedstawiany jako przestroga dla każdego, kto na poważnie myśli o piłce nożnej. Jeśli mowa o największych talentach na Wyspach, to pomocnik zawsze pojawia się w zestawieniach najlepszych zawodników w historii. Nie tych, których kariery do dziś budzą podziw, nie rekordzistów. Po prostu piłkarzy najbardziej utalentowanych, z prawdziwym naturalnym darem, który wyróżniał ich na tle innych.

- Powiedziałbym, że to najbardziej uzdolniony zawodnik, jakiego wyprodukowała Anglia - przyznał Gary Lineker, legenda angielskiego futbolu. Frank Lampard przyznał, że "Gazza" był jednym z jego idoli, podobnie jak Wayne Rooney. Alan Shearer uważał go za geniusza.

- Był kochanym chłopakiem, naprawdę kochanym. Ale takim, który przyciąga kłopoty. Jadł lody na śniadanie, piwo na obiad. A jako zawodnik? Grał pięknie, po prostu pięknie - powiedział Dino Zoff.

Koledzy z boiska nie mają wątpliwości, że kiedy miał swój dzień, był wśród najlepszych na świecie. Kochający światła reflektorów, mecze o wielką stawkę, posiadający zdolność wygrywania meczów w pojedynkę. Z piłką mógł zrobić wszystko, dysponował zarówno fenomenalną techniką, ale też fizyczną siłą, dzięki której nie bał się starć z rywalami.

Gascoigne nie potrzebował wiele, potrafił sprawić, że nawet banalnie proste zagrania robiły wrażenie. Miał ogromną boiskową inteligencję, podaniami uruchamiał partnerów, kiedy ci nawet nie byli świadomi, że ich widzi. Dryblował, uderzał. Zabawiał.

Ale to tylko jedna strona medalu. Ta druga jest niestety znacznie mniej przyjemna.

***

Legendy o wyczynach Gascoigne'a krążą do teraz, mimo że najlepszy okres jego kariery przypadł na lata dziewięćdziesiąte. Piłkarska prehistoria, jednak od tego czasu niewielu graczy na Wyspach potrafiło budzić takie emocje. Na boisku, poza boiskiem - bez różnicy. "Gazza" stał się kimś w rodzaju bohatera folkloru, na którego konto dopisywano kolejne wyczyny. Czasem pozytywne, a czasem budzące zażenowanie.

Jego kariera zaczęła się w rodzinnym Newcastle, gdzie w wieku 16 lat podpisał ze "Srokami" pierwszy profesjonalny kontrakt. Błyszczał, pokazywał ogromny talent, w swoim ostatnim sezonie w tym klubie został wybrany młodym zawodnikiem roku w Anglii.

Pierwszy poważny transfer Gascoigne’a nie był typowy. Pomocnik wahał się między Manchesterem United i Tottenhamem. Londyńczycy nie ustępowali, proponowali wysokie jak na owe czasy zarobki. Anglik był jednak bliżej "Czerwonych Diabłów", rozmawiał też z sir Alexem Fergusonem, panowie mieli już być po słowie. Kiedy był w drodze do Manchesteru, zadzwonił do niego Irving Scholar, prezes Tottenhamu.

2,5 tysiąca funtów tygodniowo, dom dla ojca - taka była propozycja. 20-latek podjął decyzję w samochodzie, którym podróżował z rodzicami. Później musiał jeszcze oddzwonić do przyszłego pracodawcy, z dość prozaicznego powodu - przypomniało mu się, że ojciec chciał też dostać samochód, a siostra domowe solarium. Tottenham nie widział przeszkód, transakcja została doprowadzona do końca.

Gdyby moja siostra mogła smarować się samoopalaczem, miałbym więcej trofeów. Wszystko rozbiło się o to, że Manchesteru nie było stać na solarium - żartował Gascoigne po latach. Rekordowa kwota wyniosła 2,2 mln funtów. I prawdopodobnie jeden z pierwszych złych wyborów.

***

Żarty. Dla wielu wyglądało na to, że piłkarz nie ma żadnych świętości, do niczego nie potrafił podchodzić poważnie. Ciągłe wygłupy, z których większość była poniżej poziomu, jednocześnie pozwoliły mu rozkochać w sobie kibiców, ale też stanowiły maskę, która ukrywała problemy.

Źródło: YouTube/morteogloria

Gascoigne jako piłkarz Tottenhamu pojechał na mistrzostw świata w 1990 roku we Włoszech. Wrócił stamtąd jako absolutna gwiazda, będąc najlepszym z Anglików. W półfinale zobaczył jednak żółtą kartkę. Kamery złapały łzy, piłkarz momentalnie się załamał. "Synowie Albionu" zostali pokonani przez RFN w rzutach karnych, a w meczu o brązowy medal nie dali rady gospodarzom.

To nie zmieniło w niczym faktu, że kibice widzieli wyraźnie - to jest piłkarz, który ma wszystko. Umiejętności i pasję do tego, by ich reprezentować. Łzy tylko to potwierdziły, ale pokazały też, że Gascoigne potrafił tracić kontrolę. Nad emocjami - nad życiem straci je później.

Rozpoczęło się coś, co Anglicy nazwali "Gazzamanią". "Gazza" zwyciężył w plebiscycie na sportową osobowość roku, jako pierwszy piłkarz od 1966 roku, kiedy to Anglicy zostali mistrzami świata, nagrał piosenkę, która dotarła na drugie miejsce brytyjskiej listy przebojów. Był na ustach całej Anglii, media polowały na wywiady, a zawodnik dostarczał im materiałów. Przede wszystkim takich, które (delikatnie mówiąc) nie były najwyższych lotów.

George Best powiedział, że kiedyś dogryzł Gascoigne'owi w niezbyt wyrafinowany sposób - rzucił tylko, że ma on IQ niższe od swojego numeru na koszulce. Wtedy "Gazza" miał zapytać, co to jest IQ. Podobne opowiastki także krążyły w najlepsze.

W 1992 roku zdecydował się na transfer do Lazio, jednak borykał się z kontuzjami. Złamał kość policzkową, później na jednym z treningów doszło do fatalnej kontuzji po zderzeniu z Alessandro Nestą. Musiał pauzować przez prawie rok. Ostatecznie przez trzy lata rozegrał zaledwie 43 spotkania.

Momenty magii jednak były, jak chociażby wtedy, gdy w doliczonym czasie gry zdobył gola na wagę remisu z Romą, zaliczył magiczne trafienie z Pescarą, kiedy w pojedynkę rozpracował defensywę rywali.

Źródło: YouTube/Zandera Entertainment

***

W 1995 roku po pomocnika sięgnęli Glasgow Rangers. Miewał mecze wybitne, poleciał z reprezentacją na Euro 1996. Głośno było jednak o jego problemach z alkoholem. Mimo to na wielkiej imprezie odwdzięczył się za zaufanie i odkupił winy. Pożegnanie nastąpiło jednak przedwcześnie, a na drodze po raz kolejny stanęli Niemcy i rzuty karne, przekleństwo Wyspiarzy.

Grał w ekipie Rangers, ale na kilka miesięcy przed mistrzostwami świata we Francji dołączył do drugoligowego wówczas Middlesbrough. Glen Hoddle, były kolega z reprezentacji, nie powołał go na turniej, a wściekły Gascoigne oświadczył, że nigdy więcej w reprezentacji nie zagra.

Rozpoczęła się droga w dół, swoje umiejętności pokazywał właściwie tylko w Evertonie, jednak były to zaledwie momenty. Później wszystko się posypało.

***

Pomagał wszystkim oprócz siebie - tak relacjonowali zachowanie "Gazzy" ci, którzy znali go lepiej i byli w stanie zobaczyć to, co zakrywała poza błazna.

Nieustannie zabawiał ludzi, robił atmosferę w szatni, chociaż sam był daleki od szczęścia. Są dziesiątki historii, które potwierdzały to, że potrafił być czuły, hojny, wrażliwy. Nie był niedostępną, zmanierowaną gwiazdą, potrafił poświęcać czas zwykłym ludziom. Legendą obrosła historia, według której podczas spotkania drużyny w Glasgow podszedł do starszego mężczyzny w barze. Rozmawiali, a na koniec zawodnik wyjął plik pięćdziesięciofuntówek i włożył nieznajomemu do kieszeni.

Gdyby bardziej troszczył się o siebie, być może jego losy potoczyłyby się inaczej. Miał ogromne problemy z tym, żeby ułożyć sobie życie po zakończeniu kariery, choć depresja i alkoholizm trwały jeszcze podczas jego najlepszych lat. Miał na swoim koncie kilka oskarżeń, prowadził pod wpływem, wdawał się w bójki, stosował także przemoc wobec żony. Wielkie pieniądze szybko się skończyły.

Pojawiały się kolejne zdjęcia, na których widać było, że jest w coraz gorszym stanie. Co jakiś czas pojawiały się informacje, że "Gazza" nie żyje. Wszystkie zmyślone, choć przecież można było się tego spodziewać. Pojawiał się i znikał.

W 2008 roku w restauracji w Liverpoolu zamówił stek, po czym zmienił zamówienie na sam nóż. Obsługa zadzwoniła po policję, bała się, że były piłkarz zrobi sobie krzywdę. Kiedy służby przyjechały, udaremniły jego próbę samobójczą. Kolejne terapie nie przynosiły skutku.

Stopniowo, małymi krokami, zaczął wychodzić na prostą. W styczniu "Gazza" założył konto na Twitterze i Instagramie. Na profilach można było znaleźć setki komentarzy poparcia i życzeń zdrowia. Na zdjęciach uśmiechnięty, optymistyczny. 

Czy ten powrót jest ostatecznym, a legenda angielskiej piłki zostawi za sobą wszystko to, przez co cierpiała latami? W tym przypadku po prostu trzeba być dobrej myśli.

Więcej na blogu autora - Krótka Piłka

Paweł Słójkowski, PolskieRadio.pl

Polecane

Wróć do strony głównej