Johan Cruyff nie żyje, ale jego dzieło trwa. "W pewnym sensie jestem prawdopodobnie nieśmiertelny"

2016-03-25, 14:17

Johan Cruyff nie żyje, ale jego dzieło trwa. "W pewnym sensie jestem prawdopodobnie nieśmiertelny"
Johan Cruyff wyprzedzał swoją epokę. Foto: PAP/EPA/FLIP/EGBERTUS MARTENS

Śmierć Johana Cruyffa okryła żałobą cały piłkarski świat - odszedł nie tylko genialny, niesamowicie utalentowany piłkarz. Współczesny futbol stracił człowieka, którego można uznać za jego twórcę.

Posłuchaj

Johana Cruyffa wspomina były selekcjoner reprezentacji Polski Andrzej Strejlau (IAR)
+
Dodaj do playlisty

- Jestem byłym zawodnikiem, byłym dyrektorem technicznym, byłym trenerem, byłym menedżerem, byłym honorowym prezydentem. To całkiem ładna lista rzeczy, które pokazują, że wszystko ma swój koniec - przyznał w jednym z wywiadów. A takich spostrzeżeń miał dziesiątki, zarówno odnośnie piłki, jak i samego życia - Holendrzy mają na nie nawet specjalne określenie, które można by przetłumaczyć jako "cruyffizmy".

W świecie piłki Holender zapisał się złotymi zgłoskami, jednak jego wyników nie da się przedstawić wyłącznie za pomocą wymieniania trofeów, najważniejszych momentów kariery, czy stworzenia listy największych sukcesów. Jego zasługi wykraczają daleko poza to, co da się w prosty sposób ująć. 

Z rakiem płuc walczył do końca i jeszcze niedawno wydawało się, że jest na dobrej drodze do tego, by pokonać chorobę.

- Mogę powiedzieć, że rezultaty są pozytywne dzięki świetnej pracy lekarzy, zaangażowaniu wielu ludzi i mojego pozytywnego nastawienia. W tym momencie mam przeczucie, że wygrywam 2:0 po pierwszej połowie, ale mecz jeszcze się nie skończył. Jestem jednak przekonany, że wygram - mówił w lutym.

Niestety, w tym przypadku jego oczekiwania się nie potwierdziły. W czwartek rodzina ogłosiła, że zmarł w ukochanej Barcelonie, w otoczeniu bliskich.

Wizji i techniki nie wykryje komputer

Urodził się 25 kwietnia 1947 roku na przedmieściach Amsterdamu. Zaledwie 500 metrów od stadionu De Meer, na którym wtedy grał Ajax. Matka Cruyffa była w tym klubie sprzątaczką i gdy jej syn miał 12 lat, udało się skłonić władze klubu do tego, by przyszła legenda trafiła do klubowej akademii.

Już jako 17-latek podpisał kontrakt zawodowy i założył koszulkę z numerem 14, który stał się jednym z jego znaków rozpoznawczych. Holenderski klub docenił wartości, które tworzyły go jako piłkarza. Jednocześnie moment, w którym zaczynał swoją karierę, był czasem, kiedy jego potencjał został wykorzystany do maksimum - kilka dekad później, w obecnych realiach, nie jest wcale oczywiste, że w ogóle dostałby szansę na to, by zaistnieć w poważnej piłce.

- To przerażające, że talenty odrzuca się na podstawie komputerowych statystyk. Bazując na kryteriach, które panują dzisiaj, zostałbym skreślony przez Ajax. Mając 15 lat nie potrafiłem posłać piłki na 15 metrów moją lewą nogą, a prawą na 20. Moimi atutami były wizja i technika, których nie da się wykryć komputerem - krytykował obecny system wyszukiwania talentów, zamknięty na graczy o jego charakterystyce.

Niski, szczupły, bez warunków fizycznych, które pozwoliłyby mu na boiskową walkę z potężniejszymi rywalami. Czy to była przeszkoda? W żadnym razie, w tym przypadku bowiem geniusz tkwił w głowie. Niewiarygodna wizja gry, opanowanie, świadomość tego, co zrobi z piłką, zanim jeszcze dostał ją do nogi - Cruyff wyprzedzał swoją epokę zarówno swoją postawą na boisku, jak i samym podejściem do futbolu. Obrońcy nie potrafili przewidzieć, jaki będzie następny krok filigranowego Holendra. Zawsze wydawał się być kilka kroków przed nimi. 

Jako 20-latek strzelił sześć goli w jednym meczu dla Ajaxu. Pechowy bramkarz Gerrit Vooys nigdy nie zapomniał tego fatalnego, listopadowego dnia 1967 r.

- Gdyby to był ktoś inny, byłoby to straszne, ale jeśli chodzi o Cruyffa poczytuję to sobie za szczególny, choć negatywny, zaszczyt - przyznał wiele lat później.

Źródło: YouTube/Gonzalo Zúñiga

Dawało o sobie znać także jego podejście do piłki, które było zarazem specyficzne i porywające, a przy tym diametralnie wybijało się ponad bezbarwne wypowiedzi. Potrafił w prostych słowach ująć istotę rzeczy, sens piłki, który chciał przekazać dalej. 

- Technika to nie umiejętność żonglowania do tysiąca. Każdy może się tego nauczyć. Technika to podanie z pierwszej piłki z idealną prędkością, idealnie do nogi kolegi z drużyny. Ktoś, kto podczas meczu podbija piłkę i daje czas rywalowi, by wrócił do obrony, to piłkarz, którego uwielbiają ludzie. Jak dla mnie mógłby pójść pracować do cyrku - mówił o tym, jak traktuje boiskowe fajerwerki, tak przecież cenione przez zdecydowaną większość publiczności. 

"Kontrolowany chaos"

Nie ma żadnych wątpliwości co do tego, że obok Pelego, Franza Beckenbauera i Diego Armando Maradony Johan Cruyff był największym piłkarzem w historii futbolu. 

W Ajaksie Amsterdam jako zawodnik spędził dekadę (1963-73), podczas której powstała jedna z najlepszych drużyn w dziejach dyscypliny - to zresztą nie pierwsza, w której grał, a która wznosiła piłkę na poziom, który wcześniej wydawał się nieosiągalny.

Trzykrotnie (1971-73) zdobył z Ajaksem Puchar Europy, a w 1972 roku także Puchar Interkontynentalny. Kulminacją tych sukcesów była niejako rewelacyjna i rewolucyjna reprezentacja Holandii, którą Rinus Michels, kolejna postać, która zasłużenie przeszła do legendy. Michels poprowadził "Oranje" do drugiego miejsca na mistrzostwach świata w 1974 roku. Kluczowy w tym przypadku był jednak nie wynik, a "Futbol Totalny". Tak właśnie został ochrzczony styl i cała filozofia, którą prezentowała drużyna.

"Kontrolowany chaos" - to określenie autorstwa głównego wykonawcy, które w tym przypadku pasuje jak ulał. Podział na formacje, funkcje zawodników i ich pozycje były umowne - każdy miał za zadania zarówno bronić, jak i atakować. Po latach ocenia się, że bardziej niż styl taktyczny, był to stan ducha. Czy takie słowa pasują do sportu, który swoją wielkość uzyskał także przez to, że może być uprawiany praktycznie wszędzie? Jeśli chodzi o budowanie legendy, pasują wręcz idealnie. 

Cruyff był kimś, kto potrafił chaos okiełznać, ukierunkować. Umiejętność czytania gry dopracował do perfekcji, ale było w tym coś więcej - jeśli o kimś można napisać, że potrafił kreować grę, to właśnie o tym piłkarzu.

W 1973 roku Cruyff trafił do Barcelony, której barwy reprezentował do 1977 roku. W plebiscycie "France Football" najwyższe miejsce było dla niego zarezerwowane w latach 1971, 1973, 1974. "Duma Katalonii" miała w swojej historii wielu piłkarzy wybitnych, takich, którzy ocierali się o boiskowy geniusz.

Holender jednak jest tym, który trwale odcisnął na klubie swoje piętno, widoczne do dziś. Można stwierdzić bez większych wątpliwości, że bez niego współczesna historia zespołu ze stolicy Katalonii wyglądałaby zupełnie inaczej.

- Granie w piłkę jest bardzo proste, ale granie prostego futbolu to rzecz najtrudniejsza z możliwych - opisywał to, do czego dążył w każdej akcji, w każdym zespole, w barwach którego wychodził na boisko. Barcelona opracowała ten styl do perfekcji. I wcale nie zatrzymała się w miejscu.

"Bez niego nie byłoby w niej miejsca dla Pepa Guardioli, Leo Messiego, Xaviego czy Andresa Iniesty - uważanych za zawodników zbyt wolnych, zbyt małych, Geniusz z Amsterdamu stworzył warunki, które pozwoliły tym niesamowitym piłkarzom zostać rozpoznawalnymi na całym świecie i być centralnymi postaciami Barcelony. Bez niego ta historia po prostu by nie zaistniała" - napisał brytyjski dziennikarz Graham Hunter.

Futbol jak balet

Brytyjczycy, którzy postawili fundamenty pod rozwój dyscypliny, przez dziesiątki lat za najważniejsze w tym sporcie uznawali siłę woli, zaangażowania, walki. Niemcy byli zwolennikami żelaznego przygotowania fizycznego, taktyki i dyscypliny. Brazylijczycy stawiali na widowiskowość, drybling i piękną grę. Cruyff za rzecz kluczową uznał coś innego, z pozoru nie do końca pasującego.

W 1980 roku w telewizyjnym programie próbował wytłumaczyć istotę rzeczy, porównując piłkę do baletu. Jeden z gości programu podpowiedział mu wówczas kluczowe słowo - "choreografia". Piłka miała być tańcem, w którym chodziło o kreowanie przestrzeni. Kiedy jeden zawodnik podaje piłkę do drugiego, trzeci musi już biec, by umożliwić dalszą grę.

W Barcelonie został bohaterem już w pierwszym sezonie swojej gry, kiedy to podniósł klub z kolan. Od pierwszego występu trwała seria 26 meczów bez porażki, na koniec sezonu "Duma Katalonii" sięgnęła po tytuł, pierwszy raz od 14 lat. W ciągu trzech sezonów zdołał rozkochać w sobie kibiców.

Po pięciu latach, 31-letni Cruyff, po poważnych stratach finansowych (miał zostać oszukany przez swego wspólnika), postanowił skończyć z futbolem. Na szczęście nie wytrwał w tym postanowieniu. Skuszony wielkimi pieniędzmi przeniósł się do USA, gdzie grał w klubach Los Angeles Aztecs, a potem w Washington Diplomats. 

Wrócił do Holandii, zaliczając po drodze krótkie epizody w USA i hiszpańskim Levante. Piłkarską karierę zakończył w Feyenoordzie Rotterdam, potem przyjął posadę dyrektora technicznego Ajaksu, by niedługo później zostać jego szkoleniowcem. Oczywiście z sukcesami, wśród których było też pokazanie światu takich piłkarzy jak Marco van Basten czy Dennis Bergkamp. 

W 1988 r. znalazł się ponownie w swojej drugiej po Ajaxie "miłości", Barcelonie, w roli trenera. Zaczęło się pasmo sukcesów - w pierwszym roku mistrzostwo Hiszpanii, potem zdobyte jeszcze trzy razy. Dwa triumfy w europejskich rozgrywkach pucharowych - Puchar Zdobywców Pucharów 1989 i Puchar Europy 1992.

W Hiszpanii nie zboczył z obranej przez siebie drogi, której miał być wierny już zawsze - futbol miał być widowiskiem.

- W mojej drużynie bramkarz jest pierwszym atakującym, a napastnik pierwszym obrońcą. Jakość bez rezultatów jest bezsensowna. Wyniki bez jakości są nudne - to zdania, które bardzo dobrze oddają jego styl. Czas, który spędził na Camp Nou był jednak czymś znacznie wykraczającym poza prowadzenie drużyny. 

Zmienił całą filozofię szkolenia młodzieży, a akademia, La Masia, nie porzuciła obranej przez niego drogi aż do dziś. 

- Statystyka pokazuje, że w czasie meczu zawodnik ma piłkę średnio około 3 minut. Najważniejszą rzeczą jest więc to, co robi przez pozostałe 87 minut, kiedy nie ma futbolówki przy nodze. Od tego zależy, czy jest dobrym graczem czy nie - tłumaczył. 

Między innymi tego uczy się w stolicy Katalonii młodzież, i to cały czas procentuje. Sztandarowym przykładem może być wypatrzenie wśród drużyn młodzieżowych Pepa Guardioli, który został centralną postacią w układance szkoleniowca. Chudy dzieciak, który nie imponował szybkością, ale potrafił kontrolować grę i momentalnie przyswoił filozofię, która przyświecała Cruyffowi.

- Urodziłem się i wychowałem w Barcelonie. Człowiekiem, który miał na mnie największy wpływ, był Johan Cruyff. To właśnie najbardziej wpływowa postać w całym futbolu. W Barcelonie on zbudował katedrę, a naszym zadaniem jest dbanie o nią i zapewnienie jej przetrwania - mówił były szkoleniowiec Barcelony, obecnie trener Bayerny Monachium.


Barcelonę opuścił zwolniony przez prezesa Jose Luisa Nuneza. Mimo przykrego rozstania, a nawet procesu o zniesławienie wytoczonego szefowi, był nazywany przez hiszpańską prasę "Zbawicielem".

"W pewnym sensie jestem prawdopodobnie nieśmiertelny"

Cruyff nigdy nie był atletą, a jako zawodowiec palił nałogowo. Wybaczano mu to ze względu na fenomenalne umiejętności. Po zakończeniu kariery też nie widywano go bez papierosa na ławce trenerskiej.

Po operacji w 1991 r. (by-pasy) włączył się do kampanii antynikotynowej. W gazetach i na plakatach przestrzegał: "Futbol dał mi wszystko, ale palenie mogłoby mi to wszystko odebrać". Niestety, koniec końców tak właśnie się stało. 

Źródło: Foto Olimpik/x-news

Ostatecznie Cruyff nigdy nie został mistrzem świata, trudno uznawać go też za "pomnikowego" idola. Jego wartość jest jednak znana na całym świecie.

Królewski Holenderski Związek Piłkarski przyznał mu w 1989 r., tytuł Piłkarza Stulecia Europy. Nazywano go też piłkarzem Roku 2000, ponieważ tak bardzo wyprzedził swą epokę. W 50-lecie urodzin, na stadionie Ajaxu, gdzie zaczynał karierę, odsłonięto jego portret, a minister kultury Aad Nuis opublikował odę na jego cześć w jednym z czasopism piłkarskich.

Cruyff był człowiekiem, który znacznie wykraczał poza stereotyp, który często towarzyszy piłkarzom czy sportowcom - kogoś, kogo można szanować za dokonania na boisku, ale kto poza nim nie ma zbyt wiele do powiedzenia. Do boiskowych osiągnięć dołożył znacznie więcej, zapisując się w historii na zawsze.

- W pewnym sensie jestem prawdopodobnie nieśmiertelny - przyznał. I z tym akurat nie da się nie zgodzić. 

Paweł Słójkowski, PolskieRadio.pl

Polecane

Wróć do strony głównej