Rząd zapowiada urbanistyczną rewolucję

2019-03-26, 20:22

Rząd zapowiada urbanistyczną rewolucję
Resort inwestycji i rozwoju zapowiada planistyczną rewolucję. Jeszcze w tym tygodniu mamy poznać projekt ustawy o planowaniu przestrzennym. . Foto: pixabay

Resort inwestycji i rozwoju zapowiada planistyczną rewolucję. Jeszcze w tym tygodniu mamy poznać projekt ustawy o planowaniu przestrzennym.

Posłuchaj

Jakie zmiany dla inwestorów i dla samorządów przyniesie nowa ustawa o planowaniu przestrzennym, wyjaśnia w radiowej Jedynce Artur Soboń, wiceminister inwestycji i rozwoju. /Błażej Prośniewski, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia/.
+
Dodaj do playlisty

Nowe regulacje urbanistyczne uproszczą uzyskanie zgód związanych z kwestiami planistycznymi. Zniknąć mają m.in. „wuzetki”, czyli decyzje o warunkach zabudowy.

Jakie zmiany dla inwestorów i dla samorządów przyniesie nowa ustawa o planowaniu przestrzennym? Kto zyska - a kto straci na nowych regulacjach urbanistycznych? 

- Premier Mateusz Morawiecki w swoim expose cytował Roberta Scratona - ”Piękno nas ocali”. I myślę, że dzisiaj wszyscy jesteśmy za nową ustawą. Bo dzisiejszy chaos oznacza m.in. dojazd w korku, brak komunikacji publicznej, brak podstawowej infrastruktury – mówi wiceminister inwestycji i rozwoju Artur Soboń.

Koniec z zasadą uspołeczniania kosztów a prywatyzacji zysków

Jak jednocześnie podkreśla, obowiązująca często zasada, że uspołeczniamy koszty, a prywatyzujemy zyski, musi się skończyć.

− Naprawdę dojrzeliśmy do tego, żeby przestrzeń organizować w taki sposób, aby wszyscy z niej korzystali. Dojrzeliśmy do tego, aby dbać o wspólną przestrzeń. I wszyscy mamy chyba świadomość tego, że ten etap takiego ultraliberalnego podejścia do przestrzeni powinien się zakończyć dla dobra przestrzeni wspólnej. Bo to, co my dzisiaj budujemy, to spodziewamy się, że będziemy z tym żyli kolejne kilkadziesiąt, a nawet setki lat – mówi Soboń.

Gminy dostaną wreszcie narzędzie do realnego planowania

I dodaje, że ustawa da wreszcie gminom narzędzia do skutecznego, realnego planowania.

− To planowanie trzeba powiązać z planowaniem rozwoju społeczno-gospodarczego. Bo dzisiaj strategie rozwojowe są sobie, np. to na co my przeznaczamy środki europejskie, a rzeczywistość sobie. Brak koordynacji np. ze spec ustawami. To powoduje, że np. odszkodowania pod drogi są droższe, bo są tam składniki majątkowe, które trzeba wycenić i zapłacić. A z kolei mieszkaniec nie ma żadnej pewności, że państwo nie zabierze mu terenu w specjalnym trybie. To trzeba uporządkować, trzeba dać możliwość szybszych, łatwych planów ogólnych. Tak, aby pokryły one całą Polskę. Dzisiaj tylko 30 proc. Polski jest pokryta planami zagospodarowania przestrzennego – wymienia wiceminister.

Budowy na podstawie zintegrowanego planu inwestycyjnego

− Wydaliśmy już dwa miliony tzw. wuzetek, które nie poprawiają jakości naszej przestrzeni. I te decyzje WZ mają zniknąć. Bo po to robimy, aby taka uznaniowa decyzja nie była możliwa. Aby planowanie było racjonalne i z udziałem mieszkańców. Plany zabudowy będą podobne do miejscowych planów. I wprowadzamy koncepcję zintegrowanego projektu inwestycyjnego. Inwestorzy z samorządem podpiszą umowę urbanistyczno-realizacyjną, po to, aby zagospodarować większą przestrzeń miasta – mówi gość Polskiego Radia.

Mamy chaos urbanistyczny, chcemy mieć porządek i ład

Z negatywną oceną polskiego ładu przestrzennego zgadza się Marek Poddany, wiceprezes Polskiego Związku Firm Deweloperskich.

− Trzeba zadać sobie pytanie, czy wszystko w planowaniu przestrzennym, wszystko co wokół nas jest, nam się podoba. A odpowiedź na to pytanie jest chyba negatywna. Jest powszechne przekonanie, że otacza nas chaos przestrzenny. I to nie tylko w rozumieniu przestrzennym czy estetycznym, ale przede wszystkim w rozumieniu ekonomicznym i społecznym. Bo to planowanie przestrzenne przede wszystkim ma właśnie te dwa wymiary - mówił w Polskim Radiu 24 Marek Poddany, wiceprezes Polskiego Związku Firm Deweloperskich.

Najważniejsze jest spójne planowanie

- Przede wszystkim chodzi o doprowadzenie do spójności planowania. Do tej pory to były akty prawne, które jakoś korespondowały ze sobą, ale w sposób niedoskonały. Planowanie na szczeblu wojewódzkim nie zawsze respektowało ustalenia lokalne. Plany miejscowe nie zawsze były zgodne z tym co zapisała sobie gmina, choćby w studium. A znacznie częściej decyzje lokalizacyjne czyli tzw. wuzetki, wydawano wbrew ustaleniom tego studium. Mieliśmy więc chaos natury organizacyjnej, mówi gość Polskiego Radia 24.

Ponadto, jak dodaje, wszystkie akty planistyczne nie były skoordynowane ze sobą.

Plaga rozlewających się miast

Drugim aspektem tej niedoskonałości, tego chaosu, były „rozlewające się” miasta. Czyli taka zabudowa, która generowała koszty nadmierne w stosunku do tego, jak można by lepiej te pieniądze wydawać.

84 mld zł wyrzucane w błoto

Ostatnio PAN opublikował raport z którego wynika, że corocznie „wyrzucamy” ok. 84 mld złotych przy złym planowaniu budowy i rozbudowy miast. To są gigantyczne pieniądze, które mogłyby pozostać w portfelach inwestorów, mieszkańców, gmin i w budżecie państwa.

− My te pieniądze trwonimy, bo planujemy budowy w sposób niesłychanie drogi – Marek Poddany.

Za dużo i złej jakości planów miejscowych

− Trzeba odczarować dobrodziejstwa planów miejscowych. Bo wbrew pozorom, na terenie całej Polski planów miejscowych jest bardzo dużo. Jest tak dużo, ze ich chłonność liczona liczbą mieszkań, które można tam wybudować, wielokrotnie przekracza potrzeby demograficzne Polski. Więc zdawałoby się, że tych planów jest bardzo wiele. Problem jednak w tym, jakiej jakości są te plany. I problem w tym, gdzie są te plany uchwalane. Tutaj niezbędna jest współpraca gminy z potencjalnymi inwestorami czyli planowanie pod inwestora. Bo teraz gmina, to jest ta instytucja, która planuje, ale pieniędzy nie ma. Więc planuje hipotetyczne potrzeby inwestorskie, a jeśli te potrzeby wyobraża sobie tylko planista siedzący za biurkiem, nie konsultując tego z potencjalnymi inwestorami, to te plany są chybione bardzo często. I stąd ogromna ilość planów, a jednocześnie ciągle jest krzyk, że planów jest mało. Nie mam więc potrzeby zwiększania specjalnie liczby tych planów. Trzeba lepiej te plany lokować i bardziej niż dotychczas zadbać o ich jakość. Natomiast trzeba też odczarować taki element, że małe inwestycje nie zasługują na to, żeby od razu robić wielkie plany miejscowe. Małe inwestycje można lokalizować na podstawie decyzji „WZ”, tak jak było to dotychczas, tylko w trochę innej formule - Marek Poddany.

Teraz ma być taniej

− Ma być taniej i ma być mądrzej. Łatwo sobie wyobrazić, jakie konflikty rodzi złe planowanie. Gdy np. powstaje jakieś osiedle, które generuje ruch samochodowy, a są potrzeby w zakresie infrastruktury społecznej, takie jak szkoły, żłobki – mieszkańcy dzielnicy podnoszą lament, dlaczego „oni” rozjeżdżają nasze drogi, dlaczego blokują nasze szkoły, niech sami sfinansują koszty tej urbanizacji, daje przykład Marek Poddany.

− Bo rzecz sprowadza się de facto do sprawiedliwego podziału kosztów urbanizacji. Czy mają ponosić te koszty nowi inwestorzy, którzy napływają na tereny jeszcze nie zurbanizowane? Czy mają ponosić to w części mieszkańcy, którzy być może na tej urbanizacji jednak korzystają? A może tutaj jest przede wszystkim rola dla samorządów, które mają ustawowe obowiązki finansowania rozwoju urbanizacji? – pyta Marek Poddany.

Kto będzie decydował o inwestycjach miejskich

Ekspert odpowiada też na pytanie kto i jak będzie decydować o tym, czy np. na danym terenie powstanie większe albo mniejsze osiedle, czy bloki będą wyższe czy niższe, ile będzie parkingów.

−  Tak jak dotychczas będzie decydowała o tym władza lokalna czyli samorząd terytorialny. Ale zdaliśmy sobie sprawę, przystępując do reformy tego prawa, że to nie działało doskonale. Konsultacje społeczne sprowadzały się do tego, że gmina publikowała lakoniczną informację, o spotkaniu, na które przychodziło parę osób. Plan przechodził przez radę gminy bez echa, nie wzbudzając dyskusji – opisuje ekspert.

I dodaje, że gdy pojawiały się pierwsze inwestycje,  wydawane w oparciu o ten plan, to się podnosiło larum.

− Pytano, dlaczego coś powstaje przed moimi oknami, dlaczego na tej działce itd. Podczas gdy należałoby zadbać, by na etapie planowania te konsultacje społeczne nie były przeprowadzane pro forma. Bo od nich uciec się nie da. Jeśli się ich nie zrobi rzetelnie na etapie planowania, to one odbija się czkawką na etapie pozwoleń na budowę – mówi Marek Poddany.

Ale też na siłę nie ściągnie się mieszkańców na spotkania konsultacyjne. Musza oni sami chcieć przyjść, w swoim interesie.

- Zróbmy wszystko co można, ażeby powiedzieć, że już nic nie można zrobić. Czyli najpierw zróbmy to, a potem się zastanawiajmy, co jeszcze można poprawić. Bo na razie te konsultacje społeczne są robione pro forma, a w interesie wszystkich – i mieszkańców, i władzy samorządowej byłoby przeprowadzić je rzetelnie – mówi gość PR24.

I podkreśla, że trzeba dotrzeć do mieszkańców z informacją, przede wszystkim uświadomić skutki tych konsultacji lub ich braku.

I dodaje, że trzeba organizować spotkania, zapisać w przepisach obowiązek organizowania takich spotkań i publikacji. Ale nie pro forma na stronie internetowej gminy, tylko aktywne zapraszać do tych konsultacji.

− A wtedy wszystkim wyjdzie to na zdrowie – Marek Poddany, wiceprezes Polskiego Związku Firm Deweloperskich.

Wraz z nową ustawą o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym ma się ukazać także nowelizacja prawa budowlanego.

Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia, Błażej Prośniewski, Sylwia Zadrożna, Jarosław Krawędkowski, Małgorzata Byrska


Logo NBP Logo NBP

Polecane

Wróć do strony głównej