Marek Borowski, prezes Polskiej Federacji Banków Żywności: biznes filarem filantropii

2017-10-15, 16:30

Marek Borowski, prezes Polskiej Federacji Banków Żywności: biznes filarem filantropii
Marek Borowski, prezes Polskiej Federacji Banków Żywności . Foto: Dariusz Kwiatkowski/Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia

Żywność i ludzie, którzy potrafią się nią dzielić, budzą w nim szacunek i uznanie. W przededniu Światowego Dnia Żywności (16 października), te uczucia są szczególnie silne. Ale towarzyszą mu też na co dzień. I nic dziwnego, skoro codziennie zabiega o to, aby żywność nie marnowała się, a jej nadwyżki trafiały do najuboższych. Gościem audycji „Ludzie gospodarki” w Polskim Radiu 24 był Marek Borowski, prezes Polskiej Federacji Banków Żywności.

Posłuchaj

Gościem audycji „Ludzie gospodarki” w Polskim Radiu 24 był Marek Borowski, prezes Polskiej Federacji Banków Żywności (Dariusz Kwiatkowski, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
+
Dodaj do playlisty

Działalność charytatywna jest bardzo mocno powiązana z biznesem - uważa Marek Borowski, prezes Federacji Polskich Banków Żywności. Nie przypomina sobie, aby przez ostatnich kilkadziesiąt lat realizował jakiekolwiek przedsięwzięcie charytatywne bez udziału biznesu.

W trosce o najsłabszych

Urodził się w Działdowie, ale ma wieloletnie związki z Olsztynem, bo w tym mieście uczył się i dorastał. Warmińsko-Mazurskie jest piękną krainą, ale miejscowym się nie przelewa. Ziemie są słabej jakości, a przemysł się nie rozwinął. Marek Borowski przez wiele lat mieszkał w mazurskich wioskach, toteż często spotykał się z biedą.

- Miałem do czynienia z dramatycznymi obrazami słabo funkcjonujących rodzin, niedożywionych dzieci – wspomina bohater audycji „Ludzie gospodarki.

Od kilkudziesięciu lat sytuacja zmienia się na korzyść, ale cały czas występują tam grupy ludzi, którym należy pomóc, które należy wesprzeć z różnych powodów. Jako społecznik skupia się na organizowaniu wsparcia dla osób, które choć nie prowokowały losu, to zostały bardzo poszkodowane i znalazły się w trudnej sytuacji. To przede wszystkim osoby starsze, chore i dzieci.

- Jeżeli chodzi o dzieci, to uważam, że wszystkie powinny mieć równy start i zabezpieczone wszystkie potrzeby związane z wyżywieniem i edukacją. Z kolei osoby starsze przepracowały najczęściej ponad czterdzieści lat w różnych systemach i również powinny mieć godne warunki życia w skomercjalizowanej rzeczywistości – podkreśla Marek Borowski.

Pytany o to, czy miał życiowy plan skupienia się na pomaganiu osobom w trudnym położeniu życiowym, odpowiada, że była to raczej kwestia pewnej wrażliwości na los innych, tych którym ten los nie szczędził ciosów. Raczej nie ukierunkowała go pod tym względem edukacja, bo ukończył matematykę w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Olsztynie. Więcej wyniósł z domu, a było to przede wszystkim zainteresowanie pracą społeczną zaszczepione przez rodziców - nauczycieli. Ojciec –dyrektor szkoły wciągał rodziców uczniów, młodzież i zakłady pracy do działań na rzecz szkoły, takich jak remonty czy budowy boisk.

Wtedy też Marek Borowski zetknął się z takimi akcjami jak dożywianie dzieci w szkole, w tym organizowanie szklanki mleka, przygotowywanego w domach rolników-gospodarzy. Później wzorem rodziców również zaczął pracować jako nauczyciel, ale w szkołach wiejskich.

- Tam zetknąłem się z sytuacjami, które zmobilizowały mnie do działania na rzecz dzieci – wspomina.

Tak było w Nowym Kawkowie, gdzie zajął się organizowaniem dożywiania. Niektóre epizody z tego czasu pozostawiły w jego pamięci trwały ślad.

- Na przykład widok kanapki wrzuconej do muszli klozetowej w szkolnej toalecie, a jednocześnie dzieci, które nie mogły na lekcjach wytrwać z głodu do przerwy obiadowej - mówi.

Następstwem były skuteczne apele do tych uczniów, którzy mogli wesprzeć kolegów przyniesioną z domu żywnością i pozyskanie środków na dożywianie dzieci. Gdy został dyrektorem szkoły, udało się stworzyć system tego rodzaju pomocy z pełnowartościowym, dwudaniowym obiadem. Do tego doszły również śniadania, tak aby dziecko z ubogiej rodziny po przyjściu do szkoły mogło zacząć dzień nie będąc głodne i skupić się na nauce. Wiele takich działań zakończyło się powodzeniem nie tylko w tej szkole, ale i w innych placówkach na terenie gminy Jonkowo, w których pracował jako nauczyciel. Te przedsięwzięcia były naśladowane najpierw w Warmińsko-Mazurskiem, potem również w innych częściach kraju.

Starał się też zagospodarować czas wolny dzieciom, inspirował do pracy wolontariat wiejski. Zaczynał od organizowania półkolonii dla niewielkich grup, w końcu były to kolonie dla tysięcy dzieci z całego powiatu olsztyńskiego. Pochodziły z rodzin potrzebujących wsparcia.

Do Borowskiego zaczęli się zgłaszać ludzie z różnych stron kraju po radę, jak organizować pomoc na swoim terenie.

Takie były początki długoletniej pracy, która potem zaowocowała otrzymaniem prezydenckiej Nagrody Obywatelskiej 25-lecia Samorządności.

Od olsztyńskiego banku do Federacji

 Z Bankiem Żywności Marek Borowski zetknął się po raz pierwszy nie w Olsztynie, a w Warszawie. W końcu lat dziewięćdziesiątych zaczął pracować w stolicy, w Fundacji „Pożywienie Darem Serca”. Jako jej przedstawiciel wszedł do rady fundacji Bank Żywności SOS.

- Przyglądając się przez rok pracy tej instytucji doszedłem do wniosku, że trzeba ją przenieść na teren Warmińsko-Mazurskiego. I tak zacząłem tworzyć Bank Żywności w Olsztynie – wspomina bohater audycji „Ludzie gospodarki”.

Bank powstał w 2000 roku i szybko zaczął bardzo efektywnie działać, organizując kolejne zbiórki żywności. W ciągu roku zebrano ponad 200 ton żywności, którą rozdano osobom potrzebującym.

- Znalazło się wiele instytucji i osób prywatnych, które wsparły przedsięwzięcie. Wśród nich oczywiście biznesmeni, między innymi pan Grabowski, szef Targów Olsztyńskich - wspomina.

Ludzie ci odegrali istotną rolę w początkowej fazie funkcjonowania Banku Żywności. Później placówka okrzepła zmienił się system jej finansowania, bo zaczęła dostawać dotacje samorządowe i krajowe. W pierwszym roku udało się zatrudnić trzy osoby, które rozwijały akcję pozyskiwania żywności i jej dystrybucji. Sprzyjało to podejmowaniu również innych przedsięwzięć, a więc dotyczących edukacji, aktywizacji zawodowej, przywracania na rynek pracy, współpracy z Centrum Integracji Społecznej i walki z niedożywieniem. Bank Żywności w Olsztynie stał się takim miejscem, które dawało rybę, ale też pokazywało, w jaki sposób sięgać po wędkę. Bank założył 4 spółdzielnie socjalne, działalność gospodarczą, obecnie zatrudnia około 50 osób. Czyli jest to przedsiębiorstwo społeczne, które i daje pracę, i pomaga osobom potrzebującym.

- Niektórych zaskakuje fakt, że jest taka instytucja, która potrafi zebrać te wszystkie cele razem i realizować je wspólnie - podkreśla Marek Borowski.

Od roku 2002 jest szefem Federacji Polskich Banków Żywności, która zrzesza 32 Banki. Rocznie zagospodarowują one około 100 tysięcy ton żywności, przekazywanej do prawie miliona ośmiuset tysięcy osób potrzebujących. Pośredniczą w tym organizacje charytatywne, fundacje, stowarzyszenia, domy dziecka, domy pomocy społecznej, domy dla samotnych matek itp. W skali roku osoba potrzebująca otrzymuje średnio około 100 kg żywności.

Prawo może decydować o wszystkim 

Efekty prowadzenia działalności charytatywnej w dużej mierze zależą od regulacji prawnych. O to, aby były sprzyjające Federacja toczyła długie boje. Szczodrość darczyńców ograniczały przede wszystkim przepisy dotyczące VAT-u. Blokowały one skutecznie przekazywanie żywności, również tej której kończył się okres przydatności do spożycia. Kiedy Polska przystąpiła do Unii Europejskiej zaczęły nas obowiązywać unijne uregulowania, przypomina Marek Borowski. Wcześniej polscy przedsiębiorcy przekazywali potrzebującym żywność, której kończył się termin potrzebującym, bez obciążeń podatkowych. Zdobywali się na dodatkowe badania, które pozwalały określić, jak długo żywność taka będzie się nadawała do spożycia. Po 2004 roku ta sytuacja zdecydowanie się zmieniła. Na darowizny żywnościowe został nałożony podatek VAT, gdyż traktowano je jako zwykły obrót handlowy. Utrudniło to podejmowanie współpracy z przedsiębiorcami i sieciami handlowymi. Biznesmeni stawali bowiem przed alternatywą: jeżeli wyrzucisz żywność to nie płacisz żadnego dodatkowego podatku, również VAT-u, a jeżeli chcesz ją przekazać na cele społeczne, to musisz sporo zapłacić, więcej niż za utylizacje.

- Rozmawiałem wówczas z szefem jednej z sieci handlowych, który w pierwszym szlachetnym odruchu i porywie serca powiedział: my wiemy, że podatki trzeba płacić, ale mimo to chcemy podjąć współpracę. I ta współpraca, polegająca na przekazywaniu żywności, zaczęła słabnąć po trzech miesiącach, kiedy okazało się, że po tych trzech miesiącach firma ma do zapłacenia milion złotych podatku VAT – wspomina Marek Borowski.

Federacja Polskich Banków Żywności rozpoczęła wówczas intensywne starania o zmianę tych przepisów. Odbyły się dziesiątki spotkań z przedstawicielami Ministerstwa Finansów, a także parlamentarzystami. W 2009 roku udało się przeprowadzić pierwszą taką zmianę. Na razie dotyczyła tylko producentów, którzy przy przekazywaniu żywności na rzecz organizacji pożytku publicznego zostali zwolnieni z   płacenia podatku VAT. Był to dobry początek, do którego udało się dojść bardzo ciernistą drogą. Pozostały sklepy i hurtownie, więc starania trwały dalej. W 2013 roku nastąpiły kolejne korzystne zmiany już w stosunku do wszystkich podmiotów, które zajmują się handlem żywnością. Te zmagania trwały, jak obliczono, 8 lat. Dodatkowo, w 2013 roku wszedł w życie przepis, który umożliwił wszystkim darczyńcom żywności zaliczanie darowizn w koszty uzyskania przychodu. Jeszcze nie wszystkie sprawy legislacyjne zostały załatwione. Banki Żywności odnajdują wiele miejsc i sytuacji, w których   marnuje się żywność i chciałyby tworzyć nie tylko takie prawo, które zwalnia od płacenia podatków, ale takie, które sprzyja angażowaniu się w działalność społeczną i chronieniu żywności przed zmarnowaniem. W parlamencie jest senacki projekt ustawy przewidujący restrykcje dla firm, które będą się uchylały od przekazywania żywności tracącej przydatność do spożycia czy raportowania, ile tego rodzaju produktów spożywczych jest marnowanych lub też trafia do organizacji wspierających osoby potrzebujące. Projekt ustawy zobowiązuje wszystkie sklepy o powierzchni powyżej 250 metrów kwadratowych do współpracy z organizacjami społecznymi pożytku publicznego, które zagospodarowują żywność. Brak podjęcia takiej współpracy jest obciążony karami. Zdaniem szefa Federacji Polskich Banków Żywności to zapis raczej zniechęcający do podejmowania współpracy.

- Ja jestem zwolennikiem tworzenia takiego prawa, które będzie skłaniało do współdziałania i tworzenia zachęt podatkowych, które w ostatecznym rozrachunku będą korzystne dla wszystkich - zaznacza Marek Borowski. I przypomina, że wyrzucanie żywności to również zanieczyszczanie środowiska i marnowanie zasobów naturalnych, którymi obdarza nas natura. Amerykańskie badania mówią o tym, że aby wytworzyć jedna kalorię żywności trzeba zużyć 10 kalorii w postaci nośników paliw, prądu i pracy ludzkiej, więc tak naprawdę do kosza wyrzuca się o wiele więcej niż tylko dany produkt. Do tego dochodzi zmarnowana woda, która jest nieodłącznym elementem całego procesu produkcji żywności poczynając od uprawy poprzez przetwarzanie, magazynowanie i sprzedaż. W Europie marnuje się rocznie około 90 mln ton żywności. Badania europejskie pokazują, że najwięcej żywności marnują konsumenci, na drugim miejscu przetwórstwo pierwotne, następnie gastronomia, docelowe przetwórstwo i sieci handlowe. Szczególnie bulwersujące jest to, że konsumencki „udział” w marnowaniu żywności w gospodarstwach domowych wynosi aż 53 procent. Dowodzi to dużej niefrasobliwości przy dokonywaniu zakupów bez wcześniejszego ich planowania, ale świadczy też o wzrastającym dobrobycie, czego następstwem jest mniejszy szacunek do żywności. Swoje robi też polska mentalność związana z zaszłościami historycznymi, nakazująca robienie zapasów na wypadek niespodziewanych, dramatycznych zdarzeń, których nie brakowało w przeszłości, a których synonimem był głód.

Potrzeba chronienia żywności coraz powszechniejsza

Optymizm budzi fakt, że coraz więcej produktów spożywczych, uratowanych przed zmarnowaniem trafia do Banków Żywności z sieci handlowych. W roku 2016 w porównaniu do roku 2015 odnotowano trzykrotny wzrost. To oznacza, że sieci współpracują na coraz większą skalę, że wśród decydentów mających wpływ na ich politykę rośnie świadomość potrzeby uchronienia żywności przed zmarnowaniem i przeznaczenia jej dla osób potrzebujących wsparcia.                     

Taką potrzebę dostrzega również Unia Europejska, organizując dostawy żywności dla najuboższych obywateli Wspólnoty, w ramach Europejskiego Funduszu Pomocy Najbardziej Potrzebującym, przypomina Marek Borowski. Program pomocy żywnościowej wynikał z racjonalnej polityki rolnej. Był w jakimś stopniu następstwem dużej nadprodukcji żywności. Początkowo problem rozwiązywano na drodze utylizacji. Niszczenie żywności miało pomóc w utrzymaniu cen, podnoszeniu konkurencyjności. W końcu pojawił się pomysł, że skoro produktów spożywczych jest nadmiar, to należy je zagospodarować, tworząc program pomocowy. Gdy Polska wchodziła do Unii Europejskiej, była jedynym z nowo wstępujących krajów, który zgłosił swój akces do programu FEAD (Program Operacyjny Pomoc Żywnościowa). Co roku otrzymujemy z niego środki, za które kupowana jest żywność. 95 proc. firm, które produkują na rzecz programu w naszym kraju, to przedsiębiorstwa polskie. O przyznanie zleceń ubiegają się w drodze przetargu, który co roku ogłasza się w odniesieniu do określonej grupę produktów. Oprócz efektu, jakim jest udzielenie wsparcia potrzebującym, program pomaga polskim przedsiębiorstwom w utrzymaniu dobrej kondycji i stwarza możliwości zagospodarowania polskich surowców rolnych.   

W ramach programu Banki Żywności prowadzą szeroką edukację dotycząca ekonomii budżetu domowego i aktywności społecznej. Tylko w ubiegłym roku z różnych form szkoleń i wykładów skorzystało około 80 tysięcy osób otrzymujących wsparcie żywnościowe.

Poza handlowcami również producenci coraz skrupulatniej analizują możliwości chronienia żywności przed zmarnowaniem.

- Chcemy do tego zachęcać i dlatego stworzyliśmy program „MOST ” czyli  Model Ograniczania Strat i Marnowania Żywności z korzyścią dla Społeczeństwa - wyjaśnia Marek Borowski. Przedsięwzięcie zostało zainicjowane kilka lat temu wspólnie z ze Szkołą Główną Gospodarstwa Wiejskiego, Instytutem Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej i innymi partnerami społecznymi. Celem projektu było zbadanie na podstawie funkcjonowania spółdzielni „Mlekovita”, w którym miejscu procesu produkcji i dystrybucji żywność może się marnować i stworzenie procedur temu zapobiegających. Obecnie doświadczenia zdobyte dzięki temu projektowi mają być wykorzystane również w innych branżach przemysłu spożywczego. W rozmowach   z przedstawicielami Ministerstwa Środowiska oraz Ministerstwem Rolnictwa i Rozwoju Wsi projekt jest przedstawiany jako wzór działania pozwalającego ograniczyć marnowanie żywności, a tym samym przeznaczenie jej większych ilości dla osób potrzebujących wsparcia.

- Chcielibyśmy, aby ten projekt był uznany za pewien standard przez przedsiębiorstwa produkujące żywność i zgodnie z tym standardem firmy mogłyby uzyskiwać certyfikaty w obszarze racjonalnej gospodarki żywnością. Tym samy stawałyby bardziej wiarygodne i społecznie odpowiedzialne - zaznacza szef Federacji Polskich Banków Żywności. Sprzymierzeńcami w realizacji tego celu są naukowcy i politycy. Przedsięwzięciu ma sprzyjać fakt, że obecnie w rządzie prowadzone są prace nad projektem zamkniętego obiegu gospodarki, a więc również identyfikacji wszystkich miejsc, w których następuje marnowanie różnych surowców, w tym produktów spożywczych.

Poza kierowaniem Federacją Banków Żywności Marek Borowski jest obecnie członkiem ogólnopolskiej Rady Pożytku Publicznego, działa w Fundacji Ziemi Olsztyńskiej, która co roku funduje około 50 stypendiów dla dzieci z powiatu olsztyńskiego. Stara się wspierać rozwój przedsiębiorczości społecznej, ponieważ uważa, że jest to ciągle obszar nie do końca zagospodarowany.

- Trafiają tam osoby, które mają problemy z odnalezieniem się na rynku pracy i potrzeba im najwięcej wsparcia - podkreśla. Dlatego właśnie zaangażował się w tworzenie kilku spółdzielni socjalnych. To również efekt zainteresowań towarzyszących mu od najmłodszych lat, a dotyczących wprowadzania w życie różnych pomysłów biznesowych. Teraz zdobyte doświadczenie przydaje się przy kierowaniu Bankami Żywności i organizowaniu spółdzielni socjalnych.  Pracuje po 12 godzin dziennie, więc na prawdziwe hobby poza pracą pozostaje już bardzo mało czasu. Te godziny, które uda się wygospodarować, poświęca rodzinie. Od kilku lat stara się dopilnować, aby weekendy były wyłączone z pracy zawodowej, ale nie zawsze przychodzi to łatwo, bo właśnie w soboty i niedziele często prowadzone są zbiórki żywności. Na szczęście dzieci są już dorosłe, więc radzą sobie same i można znaleźć wolne chwile, aby wsiąść na rower, pobiegać czy też zająć się lekturą dotyczącą różnych sposobów zarządzania i rozwoju osobistego.

Cel, jaki mu ciągle przyświeca, to budowanie wśród biznesmenów i konsumentów przekonania o potrzebie chronienia żywności przed zmarnowaniem, bo to prosty sposób na znalezienie sposobów udzielenia pomocy osobom poszkodowanym przez los.

Dariusz Kwiatkowski    

Polecane

Wróć do strony głównej