Frankowicze zaczynają wygrywać przed sądami. Pytanie, jak mają się rozliczyć z bankiem

2020-02-25, 09:28

Frankowicze zaczynają wygrywać przed sądami. Pytanie, jak mają się rozliczyć z bankiem
Zdjęcie ilustracyjne. Foto: Shutterstock

W polskich sądach coraz więcej spraw dotyczących kredytów frankowych. To rezultat wyroku Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, który opowiedział się po stronie konsumentów.  I coraz częściej te sprawy się wygrywa - mówi Paulina Piekarska z e-Kancelarii we Wrocławiu. 

Posłuchaj

Frankowicze zaczynają wygrywać przed sądami. Pytanie, jak mają się rozliczyć z bankiem (Aleksandra Tycner/Jedynka)
+
Dodaj do playlisty

Umowy albo są unieważniane, albo utrzymywane w mocy, ale z wyeliminowaniem tak zwanych klauzul niedozwolonych.

- Dochodzimy do sytuacji, w której mamy kredyt złotowy, oprocentowany stopą referencyjną LIBOR. To najbardziej boli banki, ale jest też najbardziej korzystne dla kredytobiorców - wskazuje Paulina Piekarska.

Kredyt zatem jest w polskich złotych, oprocentowany jak frankowy. Skutek unieważnienia umowy jest taki, że należy się rozliczyć z bankiem.

- Jeżeli więc dochodził od banku zwrotu świadczeń, to sąd dokonuje pomniejszenia tej dochodzonej sumy o kwotę wypłaconą przez bank przy uruchomieniu kredytu - czyli mowa o kapitale. Jeśli więc spłacił do banku 500 tysięcy złotych, a bank wypłacił mu 300 tysięcy złotych, to oznacza, że bank musi zwrócić klientowi jeszcze te 200 tysięcy, które nadpłacił - wyjaśnia Paulina Piekarska.

Kłopotliwa kwestia rozliczenia

- Dziś są dwa skrajne stanowiska co do konsekwencji przyjęcia takiego rozwiązania - zauważa Piotr Bodył-Szymala z Monitora Prawa Bankowego. Dodaje, że z jednej strony mamy stanowisko konsumentów, RPO i Rzecznika Finansowego zakładające, że strony umowy nawzajem zwracają sobie to, co wypłaciły, z drugiej strony jest stanowisko, że rozliczenie polega na obustronnym rozliczeniu się, ale z uwzględnieniem zmiany wartości pieniądza w czasie.

Inaczej, zdaniem eksperta, nie będzie uczciwego rozliczenia.

- Jeżeli ktoś 10 lat temu zaciągnąłby kredyt złotowy, nawet na preferencyjnych warunkach, to od tego czasu koszt, który poniósł, stanowiłby około 45 procent całej kwoty. Jeżeli nie musiałem zapłacić za "pieniądz w czasie", to znaczy, że korzystałem z kapitału, a płacić za to nie musiałem - zwraca uwagę Piotr Bodył-Szymala.

Paulina Piekarska uważa jednak, że tego typu roszczenia są bezzasadne, bo, jak mówi, nie ma oparcia w orzecznictwie i przepisach do tego, by bank mógł dochodzić od klienta wynagrodzenia w sytuacji zawarcia umowy, która była nieważna.

W przeciwnym razie byłaby pokusa, by nawet z premedytacją zawierać nieważne umowy.

PolskieRadio24.pl, Jedynka, Aleksandra Tycner, md

Polecane

Wróć do strony głównej