Gospodarcze wyzwania II RP. Ekonomiczna katastrofa, której udało się uniknąć

2019-11-11, 12:20

Gospodarcze wyzwania II RP. Ekonomiczna katastrofa, której udało się uniknąć
Marki polskie. Foto: Shutterstock

W szkole mówiąc o czasach odrodzonej po 123 latach zaborów Polski najczęściej uczymy się o cudzie nad Wisłą, powstaniach śląskich czy "Traktacie Wersalskim". Tymczasem po 1918 roku II Rzeczpospolita stanęła nie tylko przed wyzwaniami politycznymi i wojskowymi, ale i gospodarczymi. Nowa Polska była na krawędzi ekonomicznej katastrofy i tylko dzięki przezorności ówczesnych przywódców udało się jej uniknąć. W dwudziestoleciu międzywojennym powstało też wiele instytucji, które istnieją do dziś.

W 1921 roku na terenie II Rzeczpospolitej mieszkało nieco ponad 27 milionów osób, zdecydowana większość z nich - poza dużymi miastami. Ponad 50 procent z nich pracowało w rolnictwie i leśnictwie, kilkanaście procent - w rodzącym się przemyśle, a jedynie kilka procent - w handlu i usługach. Piramida wiekowa wskazywała na dużą liczbę ludzi w wieku produkcyjnym. Polacy po latach niepomyślnego losu chcieli żyć w wolności i bogacić się, ale sytuacja w gospodarce nie zawsze na to pozwalała.

Bolesne, ale konieczne reformy

Naturalną koleją rzeczy było to, że pierwsze lata II Rzeczpospolitej to przede wszystkim troska władz o kwestie polityczne i wojskowe - od tego zależał przecież byt państwa w ogóle. Jednak już na początku lat 20. XX wieku stało się jasne, że bez głębokich reform gospodarczych młode państwo nie przetrwa.

Pod koniec 1918 roku na terytorium Rzeczpospolitej funkcjonowały równolegle trzy systemy walutowe. W obiegu była marka niemiecka, korona austriacka oraz marka polska. Decyzją naczelnika Józefa Piłsudskiego to ta ostatnia stała się oficjalną walutą odrodzonej Polski, a pozostałe waluty były sukcesywnie wycofywane z obiegu. 


Powiązany Artykuł

grabski_663.jpg
Reforma monetarna Władysława Grabskiego

W związku z dużymi wydatkami na zbrojenia, w tym wojnę polsko-bolszewicką, ówczesne władze częściowo finansowały deficyt dodrukowując pieniądz. To z kolei szybko przełożyło się na wzrost cen towarów i skok inflacji. W Sejmie brakowało konsensusu na temat sposobu na zbalansowanie budżetu - posłowie nie chcieli zgodzić się np. na podwyżkę podatków. W 1920 premierem został Władysław Grabski, który zarysował plan reformy finansów państwa, zakładający m.in. wprowadzenie nowego podatku i zaciągnięcie pożyczki zagranicznej. Na jego realizację nie pozwoliła jednak polityka - Grabski dość szybko musiał podać się do dymisji z powodu niekorzystnego rozwoju sytuacji na arenie międzynarodowej.

Tymczasem kondycja gospodarcza państwa dalej się pogarszała, a wzrost inflacji nabierał tempa. W 1923 roku mieliśmy już hiperinflację, do czego przyczyniły się także kwestie polityczne np. zabójstwo prezydenta Gabriela Narutowicza, gdy w ciągu krótkiego czasu wartość marki polskiej spadła dwukrotnie. W wyniku hiperinflacji marka polska wręcz "oszalała" - ceny rosły z dnia na dzień, a na początku stycznia 1924 jej wartość spadła do 1/10 mln części dolara.

W tych trudnych warunkach działał już od kilku miesięcy drugi rząd Władysława Grabskiego, który był też ministrem skarbu. Jako że pogarszająca się sytuacja gospodarcza wywołała niepokoje społeczne i rozruchy, Grabski jako priorytet przyjął uzdrowienie finansów państwa, a przede wszystkim - zredukowanie deficytu budżetowego. Wprowadził m.in. podatek majątkowy, który musiały zapłacić osoby z majątkiem powyżej 10 tys. tzw. złotych franków (dawna jednostka rozrachunkowa), a także cięcia wydatków na wojsko i administrację. Państwo zrezygnowało np. z dotowania Polskich Kolei Państwowych.

Ówczesne władze utworzyły Bank Polski, mający wyłączne prawo emisji banknotów. Markę polską zastąpił złoty polski, równy wartością frankowi szwajcarskiemu. Jeden dolar kosztował 5,18 zł. Za złotego płacono 1,8 mln zachowanych jeszcze przejściowo marek polskich. Kapitał zakładowy Banku Polskiego wynosił 100 mln złotych. Jego akcje nabyło 176 tysięcy osób, często traktując to jako gest patriotyczny. W głównej mierze reformę waluty Grabski oparł na rezerwach krajowych. Konsekwentnie egzekwował podatki od najbogatszych Polaków, wykorzystał też oszczędności budżetowe.

Powiązany Artykuł

bank polski.jpg
Polski złoty zamiast marki, czyli historia złotówki

Reformy Grabskiego, choć uratowały finanse państwa i polską gospodarkę przed katastrofą, miały też swoją cenę. Straciły najbogatsze warstwy społeczeństwa, a gospodarka po kilku miesiącach wpadła w okres przejściowej stagnacji, co jeszcze pogarszała wojna celna, którą Niemcy wydali Polsce. Ówcześni politycy, delikatnie mówiąc, dość mieszanie oceniali reformy, o czym świadczy m.in. to, że Władysław Grabski w tym samym roku musiał podać swój gabinet do dymisji, a w Sejmie toczyła się gorąca dyskusja na temat jego reform. Historia pokazała jednak, że były one bolesnym, ale słusznym krokiem na drodze do uratowania polskiej gospodarki. Kurs złotego ustabilizował się w 1927 roku, a odrodzona Rzeczpospolita zyskała "drugi oddech" po trudnych, pierwszych latach po odzyskaniu niepodległości.

Śląsk "cywilizuje" Rzeczpospolitą

Mówiąc o gospodarczej historii II Rzeczpospolitej nie można zapominać o roli, jaką odegrał Górny Śląsk. Choć do odrodzonej Rzeczpospolitej została przyłączona mniejsza część obszaru plebiscytowego, to stanowił on najlepiej rozwiniętą pod względem przemysłowym część Górnego Śląska. To w kolejnych latach miało zaprocentować.

Na Górnym Śląsku funkcjonowało jednak nie tylko górnictwo. Rozwijał się częściowo "odziedziczony" po Niemcach przemysł chemiczny, a także przemysł hutniczy.

>> Zobacz specjalny serwis o Powstaniach Śląskich <<

Jak uważa prof. Maria Wanda Wanatowicz, historyk z Uniwersytetu Śląskiego, Śląsk przekształcił Polskę z kraju rolniczego w przemysłowo-rolniczy. Węgiel wydobywany w tamtych kopalniach nakręcał polski eksport - w latach 20. XX wieku pochodziło stamtąd 80% towarów, wysyłanych za granicę. Gospodarczy potencjał tego regionu sprawiał, że konieczne były dalsze inwestycje i projekty, by jeszcze lepiej go wykorzystywać.

Śląsk postawił przed Polską konieczność rozstrzygnięcia nowych wielkich problemów, wciągnął całe społeczeństwo jeszcze silniej i zdecydowaniej w orbitę cywilizacji zachodu. Śląsk wywołał konieczność szybkiej rozbudowy Gdyni i połączenia wybrzeża morskiego Polski bezpośrednią siecią komunikacyjną z całą Rzeczpospolitąpodsumowywał ówczesny minister Eugeniusz Kwiatkowski.

Niemcy wypowiadają wojnę

W 1925 roku, krótko po tym, jak udało się wprowadzić reformę walutową, na Polskę spadł kolejny cios. Tym razem pochodził on z zagranicy, a konkretnie - z Niemiec. W tym roku wygasły niektóre istotne postanowienia Traktatu Wersalskiego, w tym to, które nakazywało Niemcom stosowanie klauzuli najwyższego uprzywilejowania dla towarów z krajów alianckich (a więc także z Polski). Wygasł także nakaz wobec Niemców, dotyczący bezcłowego importu węgla z polskiej części Śląska.

Republika Weimarska prowadziła rewizjonistyczną politykę, a kwestią sporną z II Rzeczpospolitą był nie tylko Śląsk, ale także, a może przede wszystkim Pomorze z Gdańskiem, który był wolnym miastem. Rząd polski odrzucił żądania polityczne strony niemieckiej, nie zgodził się też na wprowadzenie klauzuli najwyższego uprzywilejowania dla firm i towarów niemieckich (bo Niemcy nie zgodzili się wcześniej na taką klauzulę dla firm polskich). Wobec tego Niemcy zdecydowali się na krok dość radykalny - całkowicie wstrzymali import węgla z polskiego Śląska. Zaczęła się wojna celna.

Był to poważny cios, bo w tamtych czasach 80% śląskiego węgla było eksportowane do Niemiec. Później lista towarów objętych zakazem była rozszerzana, na co strona polska reagowała takimi samymi krokami. Wojna celna skutkowała bolesnym, choć dość krótkotrwałym załamaniem gospodarczym, w wyniku którego upadł rząd Władysława Grabskiego. Inflacja znowu zaczęła iść w górę, marka polska szybko traciła na wartości, ponownie pojawiły się protesty i niepokoje społeczne. Dziś historycy oceniają, że pogorszenie się nastrojów wśród polskiego społeczeństwa, wywołane wojną celną, przyczyniło się do przewrotu majowego.

Dla Niemców wojna celna nie rodziła poważnych skutków - dotknęła tylko 3 procent całego wolumenu handlu, tymczasem dla Polski ta wyrwa była dużo poważniejsza, bo eksport węgla do Niemiec stanowił blisko 30 procent węgla w ogóle.

Czytaj więcej o Gustavie Stresemannie - "architekcie" wojny celnej

Sytuacja gospodarcza zaczęła się poprawiać od 1926 roku. Patrząc długofalowo, mimo zbiednienia społeczeństwa wojna celna przyniosła także pozytywne skutki dla Rzeczpospolitej, a mianowicie skłoniła Polaków do "kombinowania", uniezależnienia się od Niemiec i szukania nowych rynków zbytu dla Polskich towarów. Powstała m.in. kolejowa magistrala węglowa, a polski węgiel zaczął trafiać m.in. do Skandynawii dzięki nowemu portowi w Gdyni. 

W kolejnych latach wojna celna zaczęła przygasać, a ostatecznie zakończyła się w 1934 roku.

"Polska od Bałtyku odepchnąć się nie da!"

To oczywiście cytat anachroniczny, bo pochodzący ze słynnego sejmowego przemówienia Józefa Becka. Bez wątpienia jednak chęć utrzymania Polski "przy morzu" była jednym z priorytetów rodzimych polityków w dwudziestoleciu międzywojennym.

Gdańsk był formalnie Wolnym Miastem, w dodatku nie zawsze sprzyjającym Polsce (vide blokada handlowa w czasie wojny polsko-bolszewickiej), więc realizowanie polskich interesów na Wybrzeżu było bardzo utrudnione - tamtejszy port nie mógł być głównym portem odrodzonej Rzeczpospolitej. A tego portu Polska potrzebowała jak powietrza. Chodziło o port wojenny, ale też o handlowe okno na świat.

W takiej sytuacji wzrok władz wpadł na sąsiednią Gdynię, która w tamtym czasie była małą wioską rybacką. 

- Najdogodniejszym miejscem do budowy portu wojennego (jak również w razie potrzeby handlowego) jest Gdynia, a właściwie nizina między Gdynią a Oksywą, położoną w odległości 16 km od Nowego Portu w Gdańsku – pisał w sprawozdaniu skierowanym do ówczesnego dyrektora Departamentu Spraw Morskich Ministerstwa Spraw Wojskowych w 1920 roku inżynier Tadeusz Wenda. 

Wówczas rozpoczęły się pierwsze prace nad budową portu w Gdyni, ale nabrały one właściwego tempa i rozmachu w 1926 roku, gdy ministrem przemysłu i handlu został inżynier Eugeniusz Kwiatkowski. Wówczas też Gdynia, licząca kilkanaście tysięcy mieszkańców, otrzymała prawa miejskie. Równolegle do portu wojennego i handlowego powstawało nowoczesne miasto, w którym 20 lat później mieszkało już ponad 100 tysięcy osób. 

Koszt budowy portu nie przekroczył 300 milionów złotych. Wkrótce Gdynia stała się jednym z największych portów morskich nad Bałtykiem.

>> Czytaj więcej o ministrze Eugeniuszu Kwiatkowskim <<

Na dzień przed wybuchem II wojny światowej Port Gdynia był w pełni nowoczesnym i wyposażonym portem o głębokości od 4 do 12 m, o powierzchni 897 ha, w tym akwenu 224 ha, portowa sieć kolejowa miała długość 240 km, z 57 magazynami i 93 urządzeniami portowymi (...) Budowa Gdyni miała wpływ nie tylko na rozwój gospodarki morskiej, ale na całą reorientację polskiej ekonomii - do 1938 roku aż 80% polskiego eksportu i 65% importu szło drogą morską. Gdynia stała się i jest oknem Polski na świat - czytamy na oficjalnej stronie portu.

Wielki przemysł skupiony w jednym miejscu

Ale budowa portu w Gdyni to tylko jeden z wielkich projektów, pilotowanych przez ministra Eugeniusza Kwiatkowskiego. Kolejny - Centralny Okręg Przemysłowy - był realizowany już w latach 30., a więc w czasach po Wielkim Kryzysie gospodarczym, który uderzył także w Polskę. 

W latach 30. XX wieku, mimo widocznego rozwoju, na polskich wsiach nadal panowała trudna sytuacja - było wysokie bezrobocie, a większość ludności zajmowała się mało wydajnym rolnictwem. Budowa Centralnego Okręgu Przemysłowego, którego koncepcję zaczęto opracowywać jeszcze pod koniec lat 20., była więc projektem nie tylko stricte gospodarczym, ale też cywilizacyjnym - chodziło o uprzemysłowienie i unowocześnienie kraju oraz zmianę jego struktury społecznej, czemu sprzyjać miało zatrudnienie większej liczby osób w przemyśle. Wierzono, że dzięki nowym zakładom na rynek trafią też nowe dobra o charakterze konsumpcyjnym, dzięki czemu stopa życia Polaków się podniesie. 

Powiązany Artykuł

Centralny Okręg Przemysłowy Karta 663x364.jpg
Centralny Okręg Przemysłowy – wielka idea II RP

Ważną role odegrały też aspekty związane z bezpieczeństwem kraju - w ramach COP-u planowano rozbudowę przemysłu obronnego, a obszar Centralnego Okręgu Przemysłowego miał być gospodarczym zapleczem Polski. Stąd też jego lokalizacja na terenach centralnych kraju, oddalonych od ówczesnych, tak niepewnych granic.

Region kielecki posiadał surowce dla przemysłu metalowego i mineralnego. Wołyń miał stanowić bazę żywnościową COP-u, a nizina Sandomierska i Podkarpacie, dzięki bogactwu naturalnemu w postaci ropy naftowej i gazu ziemnego, miały stanowić bazę energetyczną dla przemysłu przetwórczego.

Formalnie realizacja tego wielkiego projektu budowy rozpoczęła się w 1937 roku. Na terenie planowanego COP-u mieszkało około sześciu milionów osób, z czego 82% stanowili mieszkańcy wsi, żyjący głównie na drobnych gospodarstwach rolnych. Rozładowanie panującego tam bezrobocia było szalenie istotne, biorąc także pod uwagę koncentrację nędzy chłopskiej, strajków i olbrzymich wpływów radykalnego wówczas Stronnictwa Ludowego. 

Wśród inwestycji realizowanych w ramach COP-u były m.in. rozbudowa fabryk zbrojeniowych w Radomiu i Starachowicach, zakładów lotniczych w Mielcu, budowa fabryki kauczuku i opon w Dębicy, huty w Stalowej Woli oraz kilku hydroelektrowni. Łącznie - w ramach projektu - od podstaw rozpoczęto budowę 21 wielkich fabryk zbrojeniowych. Na budowę COP-u w latach 1937-1939 przeznaczono prawie 2/3 wydatków inwestycyjnych państwa - grubo ponad miliard ówczesnych złotych. Projekt COP-u obejmował 34 powiaty w województwach kieleckim, lubelskim krakowskim i lwowskim, zamieszkanych przez prawie 6 mln osób. 

Realizację budowy Centralnego Okręgu Przemysłowego przerwał wybuch drugiej wojny światowej 1 września 1939 roku. Bez wątpienia był to jeden z największych projektów cywilizacyjnych XX-wiecznej Polski. I choćby z tego względu warto o nim pamiętać. Niedawno o COP-ie przypomniał Narodowy Bank Polski, wprowadzając do emisji okolicznościową monetę.

Kolejowa infrastruktura jednym z priorytetów

Jednym z większych wyzwań dla władz II Rzeczpospolitej było "posklejanie" Polski, złożonej przecież z terenów, które należały do trzech zaborców. Miało to znaczenie gospodarcze i cywilizacyjne. Jednym z ważniejszych projektów była budowa kolejowej magistrali węglowej, która w 1930 roku połączyła górnośląskie zagłębie węglowe z Gdynią. W dwudziestoleciu zmodernizowano też połączenie kolejowe między Warszawą a Wilnem, co wydatnie skróciło czas podróży pomiędzy tymi miastami. W miarę możliwości modernizowany był też tabor PKP.

Co ciekawe, właśnie w dwudziestoleciu międzywojennym powstał pomysł stworzenia Centralnej Magistrali Kolejowej, która dziś jest kolejowym "kręgosłupem kraju". Pierwsze koncepcje opracowano w 1923 roku - wówczas linia miała łączyć Zawiercie z Warszawą przez Opoczno. Do tej koncepcji wrócono dopiero po wojnie, a pierwsze pociągi pojechały CMK w 1984 roku.

Powiązany Artykuł

pendolino 1200.jpg
Centralna Magistrala Kolejowa: 100 pociągów w ciągu doby

Marki, które są z nami do dziś

Czasy II Rzeczpospolitej przyniosły duży rozwój polskiej gospodarki. Wówczas też powstało wiele firm i instytucji, które kojarzy każdy z nas. Lista jest naprawdę długa. W dwudziestoleciu międzywojennym powstały m.in.

  • PKO
  • Polskie Linie Lotnicze "LOT"
  • Główny Urząd Statystyczny
  • PKP
  • Azoty
  • Orbis

A o tym, jak przez ostatnie sto lat zmieniała się polska gospodarka, więcej dowiedzieć się można w cyklu audycji "Sto lat przemian".

PolskieRadio24.pl, md

Polecane

Wróć do strony głównej