Historia

Orwell po rumuńsku

Ostatnia aktualizacja: 13.03.2008 12:36
Piękny kraj, sympatyczni ludzie, i potwór, który zmienił ich życie w piekło. To obraz Rumunii w okresie komunistycznej dyktatury Nicolae Ceausescu.

„Rumunia. Koniec złotej epoki”, to książka w pełnym tego słowa znaczeniu porażająca. Jej  autor, Maciej Kuczewski był wieloletnim korespondentem Polskiej Agencji Prasowej. Przez osiem końcowych lat rządów komunistycznych w Rumunii był jedynym stałym polskim korespondentem w tym kraju. Mógł więc, jak mało kto „na żywo” obserwować poczynania Ceausescu i jego kliki. Obraz Rumunii lat 80 jaki wyłania się z książki Macieja Kuczewskiego, to połączenie światów jakie można znaleźć w filmach Stanisława Barei i książkach Georga Orwella. Na nieszczęście dla Rumunów tego drugiego było zdecydowanie więcej.

W czasach PRL, mawiano, że nasz kraj jest najweselszym barakiem w obozie państw tak zwanej demokracji ludowej. Wiadomo, nic tak nie pomaga w ciężkich czasach jak śmiech. W kraju nad Wisłą, gdzie absurd gonił absurd, powodów do śmiechu nigdy nie brakowało. Komunistyczna Rumunia poziomem absurdu bynajmniej nie ustępowała Polsce Ludowej. Przy czym, bez znajomości komunistycznych realiów (czytaj absurdów) życie w Rumunii było utrudnione. Maciejowi Kuczewskiemu zdarzyło się pomylić ministra z jego szoferem. Uznał, że elegancko ubrany człowiek musi być przedstawicielem rządu. Nie wiedział, że w Rumunii obowiązują inne zasady. Urzędnik państwowy, czy partyjny, szczególnie wyższy rangą nie powinien wyglądać zbyt dobrze, bo to świadczyło o tym, że zamiast ciężko pracować ( oczywiście na chwałę komunistycznego kraju i jego wodza ) zajmuje się takimi głupotami jak swój wygląd. Równie aberracyjnie wyglądała sprawa czasu pracy, żaden urzędnik nie mógł opuścić swojego stanowiska, zanim nie uczynił tego „Ukochany Wódz”. Tysiące urzędników siedziało bezproduktywnie w pracy czekając na możliwość pójścia do domu. Inną, sankcjonowaną przez państwo osobliwością, była kwestia posiadania kont dolarowych. Mogły je posiadać wyłącznie osoby zatrudnione za granicą, bądź wyjeżdżające tam służbowo. Były one specyficznie opodatkowane, to właściciel płacił bankowi za możliwość trzymania tam pieniędzy.  Jak by tego było mało, szczęśliwy posiadacz takiego konta, nigdy nie dostawał swoich pieniędzy do ręki. Jeśli chciał coś nabyć w specjalnych dewizowych sklepach, to po wybraniu zakupów i przedstawieniu zaświadczenia o posiadaniu konta, z odpowiednim papierem udawał się do banku, gdzie odpisywano mu odpowiednią kwotę. Dalej sprawa była już dziecinnie prosta, klient wracał do sklepu, przedstawiał zaświadczenie z banku i odbierał zakupy. Przytoczone wyżej przekłady to oczywiście tylko wierzchołek góry lodowej.

''

Popiersia i "oltarzyk" Nicolae i Eleny Ceausescu. Fot. Piotr Dmitrowicz

Inną grupę absurdów stanowiły „pomysły”, „ulepszenia” i „plany oszczędnościowe” wprowadzane przez  Nicolae Ceausescu, który jak na prawdziwego geniusza przystało (ukończone cztery klasy) znał się na wszystkim. W ramach oszczędności w transporcie zabroniono na wsi korzystania z samochodów i traktorów, które miały być zastąpione przez zaprzęgi krowie i bawole. Miało powstać 500 tysięcy takich zaprzęgów, co jak łatwo można było przypuszczać okazało się niewykonalne. O wiele łatwiej poradzili sobie z oszczędzaniem pracownicy zakładu szyjącego koszule na eksport. Po prostu wszystkie były odpowiednio krótsze. Na nic się zdały się protesty włoskiego inwestora i jego klientów. Koszule które zostawały w Rumunii, były rozchwytywane i nikomu nie przychodziło do głowy, aby narzekać. Oszczędzano nawet na muzykach, nakazując, w myśl dyrektyw wodza, zwolnienia w orkiestrach.

''

Jedno z tysięcy przedstawien dyktatora. Fot. Piotr Dmitrowicz

Odrębnym tematem poruszanym przez Macieja Kuczewskiego, jest kult „Geniusza Karpat” i styl w jakim sprawował on władzę. Dążenia Ceausescu do permanentnej inwigilacji całego społeczeństwa i tępienie objawów jakiegokolwiek oporu, jako żywo przypominają wizję Georga Orwella zawartą w „Roku 1984” Klasycznym przykładem takich działań był słynny Dekret nr 23, który zabraniał  Rumunom jakichkolwiek kontaktów z obcokrajowcami, a każde ewentualne  spotkanie wymagało zgody  odpowiednich służb. I w tym wypadku zarządzenie ocierało się o absurd, bo na zgodę można było czekać miesiącami. O tym, że z każdego spotkania należało sporządzić odpowiednią relację nawet nie warto wspominać. Ponieważ w komunizmie nic nigdy nie działało do końca, Dekret nr 23 przestrzegany był głównie w miastach. Im dalej od Bukaresztu tym mniejsza była siła działania wszystkich zarządzeń władzy. Chęć izolacji cudzoziemców, którzy mieli swoje sklepy, banki i wyznaczone do mieszkania rejony, była tak duża, że władze namawiały swoich obywateli, aby ci nie odpowiadali nawet na pytania o to jak znaleźć konkretną ulicę. Inną z idee fix Ceausescu było podsłuchiwanie obywateli. Kiedy przedstawiono mu nowoczesne metody inwigilacji poprzez telefony, zachwycony wódz, nakazał wymienić wszystkie aparaty w Rumunii. Ustalono również, że do roku 1984 ( nomen omen ) nowoczesne podsłuchy prowadzone będą z miliona mikrofonów równocześnie. Założono, że do 1989 roku każda rumuńska rodzina będzie mogła być podsłuchiwana. Oczywiście dyktator nie rezygnował z „tradycyjnych” metod inwigilacji. Według autora, jeden funkcjonariusz Securitate przypadał na 15 Rumunów, a ich działania były wspierane przez około 700 tysięcy tajnych współpracowników i trudno policzalną grupę donoszących ochotniczo.

''

Waza z podobizną dyktatora. Fot. Piotr Dmitrowicz

Mimo że dyktatura Ceausescu upadła prawie 19 lat temu, to widmo przeszłości nadal krąży nad Rumunią. Nie rozwiązana została kwestia lustracji, co w znaczny sposób wpływa na bieżącą politykę. Securitate pozostawiła po sobie około 20 km teczek. Przy obecnych nakładach na lustracje potrwa ona około 20 lat! Co ciekawe, ale i smutne znaczna część Rumunów nie chce rozliczania przeszłości, a według jednego z sondaży 53 procent społeczeństwa poparło budowanie komunizmu. Kuriozalnie brzmią argumenty tych którzy przyznają się obecnie do współpracy z Securitate. Najczęściej twierdzą oni, że każdy, kto chciał wtedy robić coś ważnego musiał współpracować. Zapewne prędzej, czy później Rumuni dokonają rozrachunku z przeszłością i wyjdą na prostą. Bez wątpienia należy się to, temu sympatycznemu narodowi, doświadczonemu przez zbrodniczy komunizm.

Piotr Dmitrowicz 

 

Zobacz ostatnie przemówienie Ceausescu

Czytaj także

Pałac dla dyktatora

Ostatnia aktualizacja: 07.05.2008 17:03
Mania wielkości komunistycznego dyktatora Rumunii, Nicolae Ceausescu, wielokrotnie przynosiła opłakane skutki.
rozwiń zwiń