Historia

Trzy razy „K”

Ostatnia aktualizacja: 16.08.2008 08:04
Jeszcze zanim ułan ukończył Centrum Wyszkolenia Kawalerii w Grudziądzu, jego życie koncentrowało się wokół trzech „K”. Najlepsze konie, najdroższy koniak i najpiękniejsze kobiety, były tym co wyróżniało ułanów spośród innych formacji.

Co do tego, który z atrybutów ułańskości był najważniejszy zdania są podzielone. Bolesław Wieniawa Długoszowski w jednym z wierszy pisał:

„Bo w sercu ułana, gdy je położysz na dłoń
Na pierwszym miejscu panna, przed panną tylko koń!”

Innym razem znowu tłumaczył, że połowę pieniędzy wydaje na alkohol i kobiety. Resztę trwoni...  

Konie

''

„Bo w sercu ułana, gdy je położysz na dłoń/Na pierwszym miejscu panna, przed panną tylko koń!”. Fot. www.ulani.pl

W kawalerii istniał prawdziwy kult konia. W czasie manewrów lub walki dowódca oddziału miał obowiązek zadbać najpierw o konie, potem o broń i wyposażenie jednostki, dopiero w dalszej kolejności o podkomendnych i siebie. Codzienne zabiegi pielęgnacyjne pochłaniały około trzech godzin czasu, więc każdy oficer dobierał luzaka, przeważnie żołnierza służby zasadniczej, który dbał o wygląd jego wierzchowca.

Ułan traktował rumaka jak najwierniejszego towarzysza. Kiedy umierał, za jego trumną szedł nieosiodłany koń. Do kawalerii trafiały przeważnie trzyletnie konie, które po dwóch latach treningu rozpoczynały służbę. Służyły przeważnie do piętnastego roku życia. Na początku służby otrzymywały imiona. Przestrzegano zasady, że te z jednego rocznika otrzymywały nazwy rozpoczynające się od tej samej litery. Te, które nie nadawały się do służby w wojsku lub w jej trakcie odniosły poważne kontuzje, sprzedawano na licytacji.

''

"Marszałek Józef Piłsudski na Kasztance" - obraz Wojciecha Kossaka z 1928 roku, obecnie Muzeum Narodowe w Warszawie.

Pewnego razu było to przyczyną ciekawego zajścia na nieświeskim rynku. W dzień targowy miała się odbyć defilada stacjonującego tam 27. Pułku Ułanów. Kiedy trębacz pułkowy zagrał sygnał na zbiórkę, zrobił się potworny rwetes. Konie dorożkarskie słysząc melodię poderwały głowy i ciągnąc za sobą gospodarskie wozy, ruszyły w kierunku ustawiających się szeregów. Dopiero sygnał stój opanował zamieszanie. Okazało się, że większość okolicznych mieszkańców kupowała na pułkowej licytacji konie, które odchodziły z wojska. Z rumaków zamieniano je w pociągowe szkapy, ale stare przyzwyczajenia zostały.

Konie potrafiły wykonywać rozkazy na umówione znaki: ruch szabli, ręki, pistoletu czy chorągiewki dowódcy szarży. Na odgłos trąbki ruszały, przechodziły w kłus, galop czy cwał lub zatrzymywały się. Jeden z sygnałów oznaczał czas karmienia i wtedy same szukały miejsca przy żłobie. Zasłużone rumaki po zakończeniu służby zostawały na „łaskawym chlebie” i mogły swobodnie spacerować po jednostce do końca swych dni. Były to przeważnie konie dowódców. Najbardziej znane to „Kasztanka” Piłsudskiego i „Krechowiak” Bolesława Mościckiego, pierwszego dowódcy Pułku Ułanów Krechowieckich.

Koniak

Dzień służbowy zaczynał się o szóstej rano, kończył się o osiemnastej. Wolny czas spędzano przeważnie w kantynie, chyba, że był to początek miesiąca i dysponowano jeszcze funduszami na wypad do miasta. Za to karnawał był okresem szczególnie obfitym w zabawy. Bale odbywały się czasem i cztery razy w tygodniu. Z większości wracano tuż przed rozpoczęciem służby.
Ostatnie minuty mijały na doprowadzeniu się do stanu służbowej używalności. Przeważnie stosowano kubeł zimnej wody i cudowne lekarstwa pozwalające utrzymać nienaganną formę do końca służby. W 13. Pułku stacjonującym w Wilnie stosowano specjalny specyfik, który pozwalał doprowadzić się do przyzwoitego stanu, a szczególnie pozbyć się zapachu alkoholu. „Polską ostrygę” sporządzało się następująco: do dużej szklanki wlewano kolejno szklankę tłustej śmietany, dwa surowe jajka, kieliszek oliwy nicejskiej i sok z dwóch cytryn. Należało to wypić jednym haustem i zagryźć kilkunastoma ziarenkami palonej kawy. Według porucznika Grzegorza Cydzika był to sposób niezawodny i zawsze pozwalał złożyć meldunek przełożonemu z odległości trzech regulaminowych kroków. Oficerowie nie mogli sobie pozwolić na to, by czuć było zapach alkoholu, a już w zupełności na choćby chwiejny krok. Wiadomo: „noc huzarska, ale służba cesarska”.

''

Toast za pomyślność pułku w wykonaniu spadkobierów tradycji 8. pułku Ułanów imienia księcia Józefa Poniatowskiego. Fot. M. Polaczek.

W ciągu roku korpus oficerski organizował kilka dużych imprez towarzyskich. Tradycyjnie organizowano bale z okazji święta pułku, wymarszu w pole przed letnimi ćwiczeniami, po powrocie z ćwiczeń, biegu świętego Huberta i oczywiście bal sylwestrowy. A i w trakcie manewrów nawiedzano zaprzyjaźnione dworki. Najbardziej uroczysty był bal z okazji święta pułkowego. Przygotowywano go ze specjalnego funduszu. Serwowano darmowy bufet, który opłacano z całorocznych składek. Wśród alkoholi królowała biała czysta „złamana” Verhmouthem oraz biała czysta 45 procentowa silnie zmrożona („ułańska”). Tradycyjnie pamiętano, by wszystkie zaproszone panie bawiły się jak najlepiej. Starannie sprawdzano listę gości. Jeśli którąś podejrzewano, że może mieć kłopoty z powodzeniem wśród mężczyzn, przydzielano jej „anioła stróża” - podchorążego lub młodego oficera. Miał on zadbać o to, by dobra opinia o balu nie ucierpiała. Panie oczywiście o niczym nie wiedziały.

Jeśli któremuś z ułanów kurzyło się już z głowy regulaminowo, starszy stopniem wznosił toast słowami: „Pana zdrowie panie poruczniku (rotmistrzu itp.)”. Oznaczało to zakaz spożywania trunków na ten wieczór. Dbano o to, by pijani oficerowie nie przynosili złej sławy swoim kolegom. Na pożegnanie pito strzemiennego, co zresztą przetrwało w „cywilnej” tradycji do dzisiaj. Do zwyczaju należało również wzniesienie pierwszego toastu za pułk. Ciekawy zwyczaj kultywowano w kilku jednostkach, podobno tych o wysokiej numeracji. Otóż nowo przybyły oficer musiał wznieść toast za pomyślność kolegów z baterii wódek ustawionych na klingach. Liczba kieliszków odpowiadała numerowi pułku. Jeśli był to 27. Pułk Ułanów, to bez treningu próba mogła się źle skończyć.

Kobiety

''

"Można się zdobyć na teściową względnie bezkarnie, gdy się jest już dojrzałym i dostatecznie na przeciwności losu wytrzymałym mężczyzną, to jest, zgodnie z rozkazem, przynajmniej rotmistrzem". Fot. www.ulani.pl

W 1932 roku w promocji, która odbyła się w Centrum Wyszkolenia Kawalerii w Grudziądzu, wziął udział Wieniawa. Wystąpił tam w roli wizytatora, przedstawiciela Prezydenta RP i Marszałka. W imieniu prezydenta Mościckiego wręczył prymusowi uczelni pamiątkową szablę oraz dokonał pasowania absolwentów na stopnie oficerskie. Po uroczystym obiedzie w krótkim przemówieniu starał się przekazać młodszym kolegom najpilniejsze wskazówki dotyczące życia oficera kawalerii, w szczególności dotyczące traktowania kobiet: „Gdyby moją wypowiedź układać według przykazań, powiedziałbym może: „nie pożądaj konia bliźniego, ani żony czy też kochanki twego kolegi”. Koni jest na świecie dużo, a kobiet jeszcze więcej. Z wszystkimi przy najlepszych chęciach i kwalifikacjach nie zdołasz się uporać. (...) Z innymi, cywilnymi - że się tak wyrażę - kobietami kawalerzysta powinien flirtować jak najczęściej, a żenić się jak najrzadziej, a nade wszystko najpóźniej!”.

Każdy prawy ułan powinien był dbać o honor, szczególnie swojej damy i pułku. Stąd istniała pewna moda załatwiania spraw we własnym gronie według kodeksu honorowego. Wojskowy Kodeks Karny przewidywał kary dla pojedynkujących się i ich sekundantów. Jednak w prawodawstwie II RP znajdziemy pewną sprzeczność, bo Oficerski Sąd Honorowy mógł wystąpić z wnioskiem do Ministra Spraw Wojskowych o usunięcie z armii żołnierza, który nie wystąpił w obronie honoru. Dlatego większość pojedynków odbywała się bez rozgłosu, chociaż echa najsłynniejszych rozchodziły się lotem błyskawicy. Szczególnie, dlatego, że ambicją pojedynkujących się było trwałe oszpecenie przeciwnika. Wiele pojedynków kończyło się jednak zgodą i wielkim pijaństwem.

''

"Istnieją tylko dwa zawody godne wyzwolonego i niepodległego mężczyzny, a mianowicie: zawód poety i kawalerzysty". Fot. www.ulani.pl

I czy biorąc to wszystko pod uwagę można nie zgodzić się z Wieniawą, który – będąc i kawalerzystą, i poetą - pisał: „Czytelniku! Jeśli zgodzisz się, ze mną, że na świecie (a tym gorzej dla ciebie, jeżeli się z mym stwierdzeniem nie zgodzisz, bo dowodzi to, iż nie jesteś ani jednym, ani drugim, jesteś natomiast, choćbyś sobie liczył tylko dwadzieścia jesieni czy też pseudowiosen, starym i łysym tetrykiem z aspiracjami na starszego radcę podatkowego lub zgoła inkasenta bankowego, albo - co gorzej - jesteś tak zwaną matroną, która dla jakiegoś paskarza, przed lirycznym urokiem ułana lub nienasyconą zdobywczością poety, córeczek swych cnoty broni, na szczęście zwykle nadaremnie), otóż jeśli stać cię na to, by się ze mną zgodzić, to w konsekwencji zaprzeczyć nie możesz, że duch romantyzmu, zanim porwał za sobą uskrzydloną falangę poetów z początków XIX wieku, w szeregach kawalerii znalazł swoich pierwszych wyznawców, apostołów pędu nieokiełznanego, swej światoburczości tego ukochania czynów niezwykłych, fantastycznych, przechodzących imaginację zwykłych ludzi - ba - wyłamujących się bez mała ponad prawa natury”.

Tomasz Borejza, Janusz Podolski

Zdjęcia ze strony www.ulani.pl dzięki uprzejmości Szwadronu Niepołomice, który kultywuje tradycje 8. pułku Ułanów imienia księcia Józefa Poniatowskiego.

Czytaj także

Jak Wieniawa został ambasadorem w Rzymie

Ostatnia aktualizacja: 13.03.2008 12:33
Generał Bolesław Wieniawa – Długoszowski był jedną z najbardziej malowniczych postaci II Rzeczypospolitej, jego „ułańska fantazja” znana była wszem i wobec.
rozwiń zwiń
Czytaj także

W górę kiecki!

Ostatnia aktualizacja: 17.08.2008 12:06
Kawaleria to w polskiej tradycji formacja wyjątkowa. Także – a może przede wszystkim – przez wzgląd na osławioną „ułańską fantazję” i słabość płci pięknej do „chłopców malowanych”.
rozwiń zwiń