"Syberyjska Golgota". Wacław Mandryk: próbowano nam wmówić, że nie mamy po co wracać do Polski

2019-02-13, 22:00

"Syberyjska Golgota". Wacław Mandryk: próbowano nam wmówić, że nie mamy po co wracać do Polski
Wacław Mandryk . Foto: PR24/RB

– Sowieci twierdzili, że Polski nie będzie i nie będziemy mieli gdzie i po co wracać. Na pozostanie dały namówić się jednostki – powiedział w audycji "Syberyjska Golgota" Wacław Mandryk, członek Związku Sybiraków. W Polskim Radiu 24 kolejna odsłona wspomnień osób, które były świadkami wywózek naszych rodaków na Syberię.

Posłuchaj

13.02.19 Wacław Mandryk: „Pamięć o losach Polaków zesłanych na Sybir i więzionych w obozach należy cały czas utrwalać (…)”.
+
Dodaj do playlisty

10 lutego 1940 roku to data, która na stałe zapisała się w pamięci Wacława Mandryka. To właśnie tego dnia, jego rodzina, została deportowana na Syberię. Dziadka gościa Polskiego Radia 24, jako osadnika wojskowego, razem z najbliższymi wpisano na listę osób skierowanych przez Sowietów do wywózki.

– Dziadek, babcia, ojciec, mama, młodsze rodzeństwo dziadka i dwie moje starsze siostry. Wszyscy oni zostali zesłani do tajgi do wyrębu lasu. Ja urodziłem się już na Syberii w 1941 roku. Jedna z moich sióstr, mająca niecałe dwa miesiące, zmarła tydzień po przyjeździe na miejsce. Druga natomiast umarła, pół roku później, mając niecałe 4 lata. Pamiętam moją mamę, jak ciężko przeżywała, kiedy dziecko mówiło: Mamo, nie martw się, ja nie umrę. Niestety stało się inaczej – wspominał.

Wacław Mandaryk przyznał, że jemu życie uratowało grube futro, które jego mama dostała w zamian za kozie mleko. – Dzięki temu przeżyłem. Gdyby nie futro, to pozostałbym na Syberii na stałe, jak wiele innych dzieci. Na zesłaniu zmarło 50 proc. dzieci, 150 tys. małych istnień – wskazał Sybirak.

Katorga rodziny pana Wacława trwała 6 lat. 6 marca 1946 roku przekroczył wraz z najbliższymi polską granicę w Przemyślu. Pamięta ogromną radość, która była tego dnia.

– Była piękna słoneczna pogoda, ludzie wracający z Syberii cieszyli się, całowali ziemię i rzucali się sobie w objęcia. Nareszcie wrócili do Polski. Moją rodzinę przetransportowano do dzisiejszego województwa lubuskiego do Nowogrodu Bobrzańskiego. Tam zostaliśmy osiedleni. Uczęszczałem do liceum w Zielonej Górze, a następnie na studia we Wrocławiu. Wróciłem do Zielonej Góry i do końca aktywności zawodowej pracowałem w budownictwie – dodał.

Z Wacławem Mandrykiem rozmawiał Adrian Klarenbach.

Polskie Radio 24/db

----------------------------------

Data emisji: 13.02.2019

Godzina emisji: 17.41

Polecane

Wróć do strony głównej