Ujawnił to w dzisiejszym wydaniu dziennik “Corriere della Sera”, który rozmawiał z bliskim współpracownikiem Steve'a Jobsa w tamtym okresie, włoskim menedżerem Marco Landim.

69-letni dziś Marco Landi doszedł w Apple do stanowiska wiceprezesa, a po opuszczeniu Cupertino pozostał w dobrych stosunkach z Jobsem. Dlatego w 1998 roku zainteresował go planami, jakie miał kontrolowany wówczas przez państwo włoski monopolista w dziedzinie telekomunikacji.
Telecom Italia posiadała pierwszą platformę satelitarną i do jej rozpowszechnienia zamierzała wykorzystać lansowanego wtedy iMaca. Nie był on jeszcze rynkowym przebojem i firma Jobsa borykała się z niemałymi kłopotami.
Włosi zaproponowali, że ją kupią. Jobs grał na zwłokę i dobrze zrobił, ponieważ kilka miesięcy później notowania Apple poszły gwałtownie w górę. Telekomunikację włoską zaś państwo sprzedało prywatnemu lokalnemu inwestorowi. W tym samym czasie, gdy Włosi jeździli do Kalifornii, jedynego włoskiego producenta komputerów, firmę Olivetti z Ivrei, przejął amerykański General Electric.

Gdy w 2010 roku firma Apple zaprezentowała iPada część specjalistów z branży kręciła nosem i zapowiadała spektakularną klęskę. A jednak okazało się, że Steve Jobs i tym razem miał rację. Dziś eksperci szacują, że w 2012 roku sprzedanych zostanie ponad 100 mln tabletów.

Od poniedziałku 3 września pasażerowie linii Eurolot zamiast tradycyjnych gazet dostaną iPady. Jak przekonuje rzecznika przewoźnika będzie to ciekawa propozycja dla najmłodszych pasażerów, którzy podczas lotu będą mogli skorzystać z takiego urządzenia np. oglądając bajkę.

Tablety rewolucjonizują nie tylko latanie, ale też wypady do restauracji. Tam wykorzystywane są jako menu, prezentując klientom również zdjęcia potraw. Pojawiły się specjalne urządzenia do tabletów służące do obsługi kart płatniczych, co bardzo ułatwia pracę kelnerom.

O tabletach i ich nowych zastosowaniach dowiesz się więcej słuchając materiału Błażeja Prośniewskiego w "Poranku OnLine". 

(pj)

24 września ukazuje się na rynku książka odsłaniająca kulisy pracy w tej korporacji, a dodatkowym pretekstem rozmowy jest zbliżająca się pierwsza rocznica śmierci charyzmatycznego lidera Apple’a – Steve’a Jobsa. Przy okazji tej premiery sprawdzamy jak gigant radzi sobie bez swojego "ojca” oraz jaki jest Timothy Cook, nowy dyrektor generalny. Kuba Marcinowicz do rozmowy zaprosił Katarzynę Sroczyńską z magazynu Coaching.

- Trudno jest mówić o sekretach firmy bez sekretów Steve'a Jobsa. Apple to Jobs, nawet teraz - wyjaśnia gość Czwórki. - Na cztery lata przed swoją śmiercią Jobs wpadł na pomysł założenia akademii Apple'a. Swoim uczniom chciał przekazać swoje "DNA".
Steva Jobs nie lubił biznesu, ludzi, którzy się na nim znają, tych z dyplomami MBA. Ciekawostką jest, że aktualny dyrektor firmy, Tim Cook, taki dyplom ma. Czy będzie prowadził firmę tak jak Jobs pokażą najbliższe lata. Choć teraz przywiązuje się wagę, do tych samych rzeczy, jak za Jobsa.

- Dewizę Steve Jobsa można by, za Adamem Lashinskim, streścić "nie chodzi nam o to, żeby zarabiać pieniądze, chodzi nam o to żeby robić fajne produkty" - cytuje Sroczyńska. - Jobs o pieniądzach mówił niechętnie. Adam Lashinski napisał książkę o Apple'u bo uznał, że ta firma jest zarządzana w niezwykły sposób. Działa w sprzeczności z regułami biznesu - dodaje.

Katarzyna Sroczyńska podejrzewa również, że pracownicy firmy bardzo dużo czasu spędzają w pracy i, że tej pracy się nie kocha. - To nie jest praca w Google. W Apple przychodzi się i się pracuje, wykonuje się polecenia, to nie jest zabawa. Ma się przekonanie, że uczestniczy się w czymś niesamowitym, że realizuje się wielką wizję i to daje tym ludziom siłę i napęd - podsumowuje.

Jakim szefem był Steve Jobs, czy "apostołowie", których zostawił po sobie dalej będą realizować jego misję dowiesz się słuchając audycji " Czwarty Wymiar ".

(pj)