"Nie spotykałam się z rodziną. Bałam się". Odznaczona Srebrnym Krzyżem Zasługi pielęgniarka o początkach pandemii

2021-10-29, 07:28

"Nie spotykałam się z rodziną. Bałam się". Odznaczona Srebrnym Krzyżem Zasługi pielęgniarka o początkach pandemii
Adam Niedzielski poinformował, że w trakcie badań jest lek na COVID-19, który może diametralnie odmienić sposób walki z pandemią. Foto: Alexandros Michailidis/Shutterstock

- Pacjenci odchodzili tak szybko, że trudno to nawet opisać; to było bardzo, bardzo przykre i oby nigdy się nam nie powtórzyło - wspomina w rozmowie z PAP pielęgniarka ze szpitala w Zgierzu Izabela Walczak, która za walkę z pandemią została odznaczona Srebrnym Krzyżem Zasługi.

Izabela Walczak, pełniąca obowiązki pielęgniarki oddziałowej na Oddziale Intensywnej Terapii i Anestezjologii w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym w Zgierzu, była jedną z kilkunastu osób z regionu łódzkiego, które za pracę na pierwszej linii walki z koronawirusem otrzymały w czwartek z rąk ministra zdrowia Adama Niedzielskiego Srebrny Krzyż Zasługi.

Polska Agencja Prasowa: Czy pamięta pani początek pandemii, gdy okazało się, że szpital w Zgierzu, w którym kieruje pani zespołem pielęgniarskim na OIOM-ie, zostanie przekształcony w jednoimienny i trafią do niego pacjenci z COVID-19?

Izabela Walczak: To było ogromne przeżycie. Nie znaliśmy tej choroby, nie wiedzieliśmy, z jakimi pacjentami będziemy mieli do czynienia. Do tego wśród personelu także pojawiały się już pierwsze przypadki zakażeń, więc istniała też obawa o własne zdrowie. Na co dzień oddział, którym się zajmuję, ma 10 łóżek, a wtedy stworzyliśmy aż 16 miejsc intensywnej terapii. To wymagało przeorganizowania grafików pracy. To była wielka niewiadoma, wielki stres i obawa o nasze rodziny.

Powiązany Artykuł

wirus 1200 shutterstock.jpg
Chiny: epidemia nowego typu wirusa. Setki kolejnych zachorowań

Czy o tych obawach rozmawiała pani z bliskimi?

Szczęśliwie moje dorosłe dzieci mieszkają już poza domem, więc pod tym względem czułam się bezpiecznie. Pracowałam długo i bardzo intensywnie, bo taka była potrzeba. Nie spotykałam się z rodziną, utrzymywałam jedynie kontakt telefoniczny. Córka mieszka w Warszawie, syn w Zgierzu, ale jestem już babcią, bałam się, aby nie przenieść wirusa, który wówczas był jeszcze nieznany. Teraz jesteśmy z nim obeznani. I ciągle walczymy, bo od półtora roku szpital nadal ma część covidową.

Czytaj także:

Jakie były największe wyzwania podczas pracy w warunkach pandemii?

Na pewno niezapomnianym przeżyciem była nauka zakładania kombinezonów i zapewnienia sobie osobistej ochrony przed zakażeniem. Ubieraliśmy się po "czystej" stronie, potem przy wychodzeniu z "brudnej" musieliśmy tak się rozbierać, aby się nie nadkażać. Pierwsze nasze stroje były inne, niż te późniejsze, które były nieco lżejsze, więc było łatwiej. Ale tak ogólnie wszyscy byliśmy zmartwieni - przeorganizowały się nasze dyżury, nasze życie rodzinne, zawodowe. Ale bardzo się wspieraliśmy, bo wiedzieliśmy, że po prostu musimy.

Pamięta pani pierwszych pacjentów covidowych?

Pamiętam pacjentów, którzy przyjeżdżali do nas do szpitala, przywożąc ogromne walizki ubrań. Oni myśleli, że taka jest potrzeba. To wszystko nas przytłaczało.

Powiązany Artykuł

niedzielski 1200 (1).jpg
Minister zdrowia odznaczył zasłużonych w walce z COVID-19. "Pokazaliście odwagę zmierzenia się z nieznanym"

Intensywna terapia to miejsce, gdzie trafiają chorzy w najcięższym stanie, tymczasem COVID-19 znany jest z tego, że bardzo szybko może doprowadzić do pogorszenia tego stanu i śmierci chorego...

To było straszne. Pacjenci odchodzili tak szybko, że czasami... no, trudno to nawet opisać. To było bardzo, bardzo przykre i oby nigdy się to nam nie powtórzyło.

Czy do szpitala w Zgierzu dotarła już jesienna fala koronawirusa?

Trochę to widać. W szpitalu jest pawilon przekształcony dla pacjentów z COVID-19 i mamy tam już chorych na oddziałach zachowawczych i na OIOM-ie, ale mniej, niż w szczycie pandemii. Mamy nadzieję, że nie będzie trzeba zwiększać liczby łóżek covidowych. Podczas rozmów personelu, takich przy śniadaniu, powraca to samo życzenie "oby nigdy więcej nie musieć ubierać się w kombinezony". To nasze marzenie. Oczywiście, jak będzie taka potrzeba, to będziemy to robić.

Czytaj także:

Wiele osób wciąż podważa skuteczność szczepień. Co by im pani powiedziała?

Ja jestem zaszczepiona i moje dzieci też, podobnie jak wszyscy na naszym oddziale w szpitalu. Czekam na trzecią dawkę. Uważam, że szczepienie - jeżeli dojdzie do zakażenia koronawirusem - daje szanse na przeżycie.

bf

Polecane

Wróć do strony głównej